Miałam strasznego lenia, i jeszcze koniec roku i to wszystko ;c . (Daga)
Naprawdę was przepraszamy.
No ale już nie przeciągając.
Zapraszamy!
D&S
- Spotkanie zostało przełożone. - Haymitch siada na wolnym krześle obok Effie, łapie kawałek bułki i nóż z nałożonym masłem.
- To wszystko przez to, że wyszłam za tym facetem? - mówię z opuszczoną głową, nie zwracając uwagi na jedzenie na moim talerzu.
- Nie można go było kontynuować. Gdy wyszłaś, on poleciał za tobą. - Haymitch kiwa głową w stronę Peety. -Tak więc, nie było sensu dalej tam siedzieć.
- Pragnę przypomnieć, że ty również chciałeś za nią iść. - Peeta patrzy na Haymitcha wzrokiem pełnym nienawiści.
- Ale nie poszedłem.
- Nie obwiniaj o to tylko jej. - do pokoju wchodzi Annie, z włosami upiętymi na szybko i jeszcze trochę zaspanymi oczami. - I przestańcie się kłócić, bo nie dojdzie do porozumienia.
- No więc, kiedy ma być? - Johanna znudzona kłótnią, widząc, że wszystko się uspokaja odzywa się.
- Dzisiaj.
- Jeśli mowa o ucieczce, to gdzie ten ulubiony "żołnierz"? - Johanna jak zwykle nie potrafi się powstrzymać, by nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego w nieodpowiedniej chwili.
- Niestety, nie mógł dzisiaj się zjawić. - Widać po jej zirytowanej twarzy, że chciałaby już zacząć.
Siedzę cicho przez większość spotkania, gdy Paylor opowiada o naszych zasługach. Nie zgadzam się z ich połową ale zachowuję to w tajemnicy. Potem opowiada o tym jak dystrykty się pozmieniały, wtajemnicza nas w sprawy Kapitolu, rozpoczyna dyskusję. Ciągle siedzę w ciszy. Przyglądam się tylko aby wiedzieli, że słucham. Ciągle trapi mnie wczorajszy tajemniczy gość który zjawił się na spotkaniu. Przypominają mi się słowa Paylor: ,,Jest po części zwycięzcą". Co to mogło oznaczać? Czemu się nam nawet nie przedstawił? Potem przypomina mi się mój sen. Po części mój, bo jak się okazało - również Peety. Te dwa "wydarzenia" nachodzą na siebie i plączą mi się w głowie. Wszystko się miesza, i zostaję wybita z transu.
- Katniss, pytałam o coś. - Paylor spogląda na mnie gniewnie. Zdezorientowana rozglądam się po moich przyjaciołach, szukając pomocy i wsparcia. Czuję na dłoni uścisk Peety, muszę odpowiedzieć, ale nie wiem jak. Spoglądam na Haymitch'a błagającym wzrokiem. Mój mentor, nie ma pojęcia jak mi pomóc.
- Przepraszam, można powtórzyć? - wyduszam z siebie po pewnej chwili.
- Oh...już nieważne. - Paylor kręci z rezygnacją głową. - Mogę przejść teraz do tematu, dla którego głównie się tu spotkaliśmy?
Kiwamy wszyscy na zgodę głową.
- No więc. Po zakończeniu rebelii i wojny z Kapitolem nasza dawna prezydent zwołała zebranie. I chciałabym poruszyć temat który właśnie na tamtym zebraniu omawialiście. - Paylor mówi ze spokojem, trzymając dłonie splecione na stole. Zastanawia mnie tylko, skąd ona wie o czym my wtedy mówiliśmy i jakim prawem wspomina ten temat. Coin umarła, to powinno być nieważne, zapomniane. Ona jednak pokazuje, że w jakimś stopniu ma nad nami przewagę. Ściskam mocniej dłoń Peety, dając do zrozumienia, że muszę wyjść, że nie mogę tego słuchać.
- Mamy jeszcze raz głosować? - Jo wybucha. Chyba i jej nie podoba się pomysł powrotu do przeszłości. Przez te kilka miesięcy dużo przemyśleliśmy, co zrobiliśmy nie tak i zapewne jeśli mielibyśmy teraz głosować drugi raz nikt by nie poparł tego pomysłu.
- Nie. Decyzja z tego co wiem już zapadła. Teraz wystarczy tylko zorganizować losowanie i po to mi właśnie jest mi potrzebna pani, panno Trinket. - Paylor ukradkiem spogląda na Effie, po czym kontynuuje. - Następnie będę prosiła was. - Rozgląda się po sali - Abyście zostali po raz kolejny, albo i pierwszy- skupia się na mnie i Peecie - mentorami. - kończy.
Spoglądam błagalnie na Haymitcha.
- Nie ma mowy. - odzywa się. - To miało się zakończyć raz na zawsze. - dodaje.
- Panie Abernathy, z tego co wiem, głosował pan wtedy na "tak". Więc nie do końca rozumiem pański sprzeciw. - Paylor mówi szorstko.
- Ja również głosowałam wtedy na "t0ak", ale jak pani zapewne wie, i co widać na pani przykładzie - ludzie się zmieniają. Tak więc albo pani zakończy ten temat i do niego nigdy nie wróci... - Jo również jest przeciwna.
- Albo, będzie musiała sobie pani znaleźć nowych mentorów. - Peeta przerywa Johannie.
- No i opiekuna. - Dodaje Effie.
Paylor, siedzi przez chwilkę w ciszy, szukając argumentów dzięki którym będzie nad nami górować.
- Może mi się wydaje, ale wtedy została podpisana umowa - Podpiera się na ręce. - dzięki której nie możecie zrezygnować. - uśmiecha się.
- To się naprawdę źle skończy. - Annie odzywa się chyba pierwszy raz od początku spotkania.
- Przykro mi, ale nie ma odwrotu. Chcecie, czy nie - Paylor spogląda z uśmiechem na każdego z nas - znowu będziecie odgrywali ważną rolę w Panem.
- Chyba, że po prostu nie stawimy się na czas w Kapitolu - mówię głosem wypranym z emocji.
- Rozważę pomysł wysłania po was moich strażników. - widać na jej twarzy satysfakcję. - Tak więc, wyślę do was listy, z terminem przyjazdu do Kapitolu i dokładną rozpiską waszej roli. Oraz tego do kogo przydzielę naszego gościa specjalnego.
Spoglądam na Peetę. Dobrze wiemy kto jest tym gościem specjalnym. Każdy z nas wie. Jednak mam co do tego złe przeczucia.
- Możecie już iść. Jutro wracacie do dystryktów. - Paylor kończy swoją przemowę, po czym wstaje i wraca do swojego gabinetu.
- Co za... - Johanna powstrzymuje się od obrażenia "szanownej " pani prezydent.
Każdy powoli wstaje i całą grupą wracamy do dawnego, albo i może już obecnego ośrodka szkoleniowego, w którym znajdują się nasze sypialnie. W ciszy i w skupieniu rozważając dzisiejsze spotkanie.