czwartek, 26 marca 2015

#16 - Tajemniczy mężczyzna

Przepraszam ,że tak długo nie było rozdziału ale brak weny ;c

Kolejny rozdział :)
(Od razu piszę kolejny ^^ )
Tym razem pisany już z Sophie ^^
D&S



 Podróż dłużyła nam się niemiłosiernie. Znowu podczas lotu czułam się źle,  jedyne co mi pomagało to obecność Peety. Wylądowaliśmy na placu tuż przed pałacem prezydenckim. Stawiałam opór przed wyjściem lecz gdy tylko zobaczyłam Johannę momentalnie opuściłam pokład chcąc uniknąć jej wściekłości. Kapitol od ostatniego razu zmienił się. Zniszczenia zostały odbudowane. Już nigdzie na ulicach nie widać żołnierzy w białych mundurach, tylko dawnych rebeliantów którzy pilnują jedynie by nikt siebie nie pozabijał. Błądzę wzrokiem po pałacu. Przypominają mi się dawne wspomnienia. Najchętniej bym po prostu stąd wybiegła i nie wracała. Tracę powietrze, czuje się coraz bardziej ciężka. Peeta delikatnie łączy nasze dłonie gdy tylko zauważa, że coś się dzieje.
- Dziękuję - mówię po cichu ze ściśniętym gardłem.
Odchodzimy od poduszkowca i kierujemy się w stronę wejścia do pałacu. Widzę obok drzwi zarys jakiejś postaci. Jest to szczupła, wysoka  kobieta o brązowych włosach i opalonej skórze.
- Enobaria. - momentalnie staję w miejscu. Johanna robi to samo kilka kroków dalej po czym słysząc moje słowa zaczyna biec w jej stronę.
- Ty! Ty już nie żyjesz!- rzuca się na Enobarię.
- Chciałabyś. - odsuwa się kilka kroków do tyłu. Mało brakowało, a Jo wylądowałaby na ziemi.
Moje ciało zaczyna ogarniać ciepło. Ze zdenerwowania ściskam mocno rękę Peety. Widzę ból na jego twarzy, lecz nie czuję aby próbował się uwolnić. 
- Po co tu przyjechałaś? - Haymitch stanął pomiędzy mną, a Enobarią. Nie chciałam, aby ktoś zauważył co się ze mną dzieje, ale jak widać nie potrafię panować nad emocjami.
- Z tego samego powodu co wy. - spogląda na Johannę która chowa się w cieniu drzewa.
Haymitch  patrzy na Peetę. Nie potrafię zrozumieć o co im chodzi, kolejna rzecz którą chcą przede mną zataić? Nie mogą tego zrobić.
- O co chodzi? - powoli  oswobadzam rękę z uścisku.
- Może lepiej niech ci to nasza kochana prezydent wytłumaczy. - Haymitch otwiera drzwi od pałacu i wpuszcza nas do środka. Wlokę się całkiem z tyłu. Ciągle zastanawiam się, o czym wczorajszego wieczoru rozmawiał mój mentor wraz z Peetą.
Wprowadzają nas do pokoju z okrągłym drewnianym stołem przy którym siedzi Paylor, jakiś mężczyzna w czapce i Annie która ma wyjątkowo dziwny wyraz twarzy. Siadam koło niej na jednym z wolnych krzeseł.
- Przepraszam bardzo ale... ten to kto? - Johanna wskazuje palcem na mężczyznę. Wydaje mi się znajomy, gdzieś już go na pewno widziałam tylko  nie wiem gdzie.
- To... to jest jeden z moich zasłużonych żołnierzy. - Paylor z dziwnym lękiem w głosie odpowiada na pytanie.
- Jakim prawem on tu jest? Może mi się wydaje, się ale to chyba spotkanie dla zwycięzców - Enobaria przedłuża temat. Z jednej strony ma rację, nawet Effie nie mogła tu przyjść.
- Z jednej strony można uznać mnie za zwycięzcę. - mężczyzna odzywa się dosyć dziwne znanym mi głosem. Widzę oburzenie na twarzy Johanny.
- No tak! - Paylor zaczyna się śmiać. - Bardzo sobie zasłużył podczas wojny dlatego też uhonorowałam go tym mianem. Jest po części zwycięzcą. - Paylor ewidentnie coś przed nami ukrywa.
- Annie, a co zrobiłaś z Alexem? - Haymitch próbuje ewidentnie zmienić temat.
- Poznałam w czwórce ostatnio pewnego faceta. Jest naprawdę miły, zaprzyjaźniłam się z nim. Wczoraj zadzwoniła do mnie pani prezydent, kompletnie nie widziałam co zrobić z małym, gdy on zaproponował mi, że z nim zostanie. - Annie zaczęła się uśmiechać. Wiem, że bardzo brakuje jej Finnicka i nikogo innego by nim nie zastąpiła. Cieszę się, że znalazła sobie kolejną bliską osobę.
Patrzę na Peetę. Przypomina mi się jak bawił się z Alexem. On na pewno byłby super ojcem i wiem, że to kolejna rzecz która nas od siebie oddala. Ja nie chcę mieć dzieci. Nie chcę mu również zabierać marzeń. Moje przemyślenia przerywa głos prezydent.
- To może przejdźmy do konkretów. Chciałam wam powiedzieć, że...
- Przykro mi pani prezydent ale ja nie dam rady teraz tu być. Muszę wyjść. - mężczyzna który nawet nam się  nie przedstawił wstał z krzesła i z głową w dole tak samo jak siedział pokierował się w stronę drzwi.  Cały czas mierzyłam go wzrokiem i gdy był blisko mojego krzesła zerknęłam na twarz która była przez większość czasu zasłonięta czapką. Naprawdę gdzieś już go widziałam. Gdzieś już słyszałam ten głos. Moje podejrzenia co do osoby zachodzą w najcalsze zakamarki, ale to na pewno jest osoba którą podejrzewam. Kilka rzeczy by się zgadzało chociażby to, że wyszedł tuż po odpowiedzi Annie, ale przecież on... Nie to na pewno kolejne urojenie. Katniss, weź się ogarnij.

piątek, 13 marca 2015

Wielkie zmiany !


Dnia 12 marca 2015 roku nadszedł czas na Wielkie Zmiany. Pojawił się nowy wygląd, który jest o wiele jaśniejszy, banerek robiony specjalnie pod treść.
W tym dniu także do załogi dołączyła Sophie, która będzie zajmowała się grafiką oraz korektą i redakcją rozdziałów :)
A to zdjęcia dla porównania.
D&S

                                Przed:
 
                                  Po:

środa, 11 marca 2015

#15 - Igrzyska

Od przyszłego tygodnia  notki najprawdopodobniej będą pojawiały się co 2 dni :)
A kolejny rozdział , już w piątek ! (ten najbliższy ) :)
Nie jest źle, co nie ? :)
Zapraszam!
D.

Effie wyciągnęła mnie jednym szarpnięciem z mojego domu. Zimny wiatr ochłodził moje rozgrzane przez ciepłą czekoladę ciało. Johanna zamknęła za nami drzwi. Zbliżałyśmy  się do domu Haymitcha. Effie otworzyła po cichu drzwi i zaczęła ciągnąć mnie w stronę kuchni. Stanęła tuż przed framugą, puściła mnie i pokazała w  stronę Johanny abyśmy było cicho. Byłam zdezorientowana. O co chodzi z zachowaniem Effie?
Już zrozumiałam. W kuchni ktoś siedział i rozmawiał. Tak jak Effie, zaczęłam to podsłuchiwać.
- Haymitch, nie możesz się tak zachowywać.
- Bo co?
- Wiem jak się czujesz. Ja tak samo nie wiedziałem co mam robić gdy mi to powiedziała. Obydwoje na pewno chcielibyśmy aby to wszystko było prawdą.
- Tyle, że ja nie tylko tak czuję. Ja dodatkowo wyszedłem na idiotę.
Effie złapała mnie za rękę i wepchnęła do kuchni. Zobaczyłam zdziwienie na twarzach Haymitcha i Peety. Ja nie wyglądałam o wiele lepiej.
- Już wiem co jej jest. - Effie wyłoniła się zza moich pleców.
- A więc? - Haymitch wyprostował się.
- Te deski z ogniska. Skąd one były? - Johanna oparła się o blat.
- Dał nam je jakiś facet z miasta.
- A czy was tak samo podczas ogniska zaczęła boleć głowa, jak mnie i Johannę? - Effie zmarszczyła czoło.
- Sądzisz, że to drewno... To ono spowodowało te "halucynacje" Katniss? - Peeta wygląda jakby już kompletnie nic nie rozumiał.
- Bingo! Może nie tyle co drewno, chociaż to też powód,  a bardziej dym z ogniska. Katniss była jeszcze osłabiona, dlatego odczuła to inaczej niż my. - twarz Effie rozpromieniła się, jakby wygrała jakąś główną nagrodę.
- To może wszystko wyjaśniać. Jednak ominęłaś jeden szczegół: Katniss już podczas naszego spaceru miała te urojenia. - Peeta nie daje za wygraną. Effie siada zrezygnowana na krześle.
Cała sytuacja potoczyła się tak szybko, że nie zrozumiałam większości rozmowy. Jednak dalej gnębi mnie o czym mój ukochany rozmawiał z moim mentorem. Jedynym sposobem by się dowiedzieć jest po prostu spytanie się. To nie byłby za dobry pomysł. Wyszłabym za jakąś podsłuchiwaczkę i straciła zaufanie  moich przyjaciół.
Effie zrobiła nam kanapki i zaparzyła herbatę.
- Jakieś plany na jutro? - Johanna spytała pomiędzy zajadaniem się kanapką a piciem gorącego napoju.
- Właściwie to... - telefon przerwał Haymitchowi w połowie zdania.
- Ja pójdę - Peeta odsunął się od stołu i powędrował w stronę telefonu.

Z perspektywy Peety :

Postanowiłem, że odbiorę telefon. Nie chciałem im przeszkadzać w jedzeniu. Sam nie miałem apetytu po ostatnich wydarzeniach. Podniosłem słuchawkę.
- Tak słucham ?
- Witam pana, panie Mellark. Zapewne wie pan z jakiego powodu dzwonię. - głos Paylor był jak zwykle ciepły. Widać, że nie była wychowywana w Kapitolu.
- Niestety, ale nie potrafię się domyślić.
- Miał pan się ze mną skontaktować. Olewanie Prezydenta nie jest dobrym nawykiem.
- Przykro mi, ale jak widać pani się już dowiedziała.Więc możemy skończyć naszą rozmowę.
- Mam jeszcze jedną ważną sprawę. Pamięta pan, głosowanie dotyczące ostatnich igrzysk ?
- Tak. - byłem już zdecydowanie zmęczony tą rozmową.
- Jutro w godzinach popołudniowych, przyleci po was odrzutowiec. W końcu one muszą się kiedyś odbyć, prawda panie Mellark ?
- To nie jest dobry pomysł. Panem miało być wolne. - powoli zacząłem mówić przez zęby.
- Do widzenia jutro. - Paylor się rozłączyła. Miałem ochotę rzucić tym telefonem o podłogę. Mieliśmy żyć w wolnym państwie. Bez igrzysk! Dalej nie rozumiem dlaczego Katniss tak zagłosowała.
Słyszałem śmiechy dochodzące z kuchni. Trzeba im powiedzieć, że nie posiedzimy w 12 za długo.
Stanąłem w progu i oparłem się o framugę. Przeczesałem włosy ręką.
- Co się stało? - Johanna skierowała pytanie w moją stronę.
- Więc, pytałaś jakie plany na jutro, prawda? - mój głos zaczął po cichu drżeć, nie mam pojęcia z jakich przyczyn. Może, że znowu będę musiał oglądać śmierć dzieci? A może przez nachodzące wspomnienia, jak łatwo mogłem stracić Katniss?
- No tak. - Johanna odpowiedziała z lekkim oburzeniem.
- Dzwoniła Paylor. Jedziemy do Kapitolu. - mój głos się w połowie złamał, widziałem zdziwienie  i rozczarowanie na twarzach moich towarzyszy i łzy w oczach Katniss.

niedziela, 8 marca 2015

SPECJALNE #1 - Wnuczka Snowa

Jakoś tak nie miałam weny do rozdziału ,ale mam dla was co innego ;)
A  oto i pierwszy projekt specjalny !
Już chyba każdy domyślił się o czym on będzie :)
PS; Niestety ale wszystkie posty , nawet ten będą na głównej "tablicy" (jeśli można to tak nazwać) Co nie jest fajne bo jednak wolała bym aby to było posegregowane. Dlatego też jak zapewne widzieliście stworzyłam zakładki "SPIS TREŚCI " oraz "SPECJALNE" tam będziecie mieli poukładane w kolejności chronologicznej wszystkie posty :) (Specjalne do specjalnych ,a rozdziały do Spisu ) Postaram się to uzupełniać regularnie ;)

A i jeszcze jedno! projekty specjalne mogą nawiązywać również go głównej fabuły ! (ZWŁASZCZA TEN!) Dlatego radzę je również uważnie śledzić :)

A TERAZ ZAPRASZAM !
D.

Tak, nazywam się Kate. Kate Snow. Jeszcze do niedawna wiodłam normalne życie. Chodziłam do szkoły dla dziewcząt, spełniałam swoje marzenia... Większość czasu spęczałam z moim dziadkiem - on jako jedyny potrafił znaleźć dla mnie czas, choć jego obowiązki były o wiele większe od obowiązków mojej mamy. Ona praktycznie całe dnie spędzała na zakupach i pogaduchach ze swoimi przyjaciółeczkami których szczerze nienawidziłam. Ojciec taki "porządny". Całe dnie przesiadywał w kasynie. Dlatego też dziadek opłacił mi szkołę z internatem, nie żałuję tego. Na weekend zawsze zabierał mnie do siebie. Wymyślał jakieś atrakcje bylebym się nie nudziła.
Od dnia, gdy na dożynkach wylosowano tego pięknego blondyna (tak, nie ukrywajmy. On podbił serca każdej mojej przyjaciółki.) i tą dziewczynę, coś się strasznie zmieniło. Mój dziadek coraz więcej czasu spędzał w swoim ogrodzie, a mnie oddawał pod opiekę swoich służących.
Jak już wspomniałam nie sądziłam, że w ciągu 3 lat moje życie może runąć w gruzach. Gdy tylko rozpoczęła się wojna w Kapitolu dziadek kazał mi wyjechać jak najdalej. Nie sądziłam, że mogę ujrzeć go wtedy ostatni raz.
Po paru miesiącach wróciłam z powrotem. Miałam 16 lat. Władze w państwie przejęła Paylor. (nie jest według mnie godna noszenia mienia "prezydenta")
Chciałam skończyć naukę lecz coś mi nie pozwoliło. ,,COŚ" A RACZEJ KTOŚ. Przysięgłam sobie, że jeśli mi się uda, WSZYSCY zwycięzcy umrą.

 Wszystko musiało się odbyć według ich reguł. Już miesiąc wcześniej dostałam list , w którym było jasno napisane, że muszę się tu stawić dzisiejszego dnia.W razie jakichkolwiek ucieczek jestem  ciągle obserwowana. Stałam się ich więźniem. Dzieci miały być podob
no losowane, tylko ja miałam zaszczyt trzymanego miejsca. Jakoś mnie to nie pocieszało. Moje życie za kilka dni mogło się skończyć. I to tylko dla tego, że byłam wnuczką Coriolanusa Snowa.

Słońce raz ukrywało się za chmurami , raz zza nich wychodziło. Miałam na sobie zwiewną czerwoną sukienkę. Ustawiłam się w sektorze dla dziewczyn. Rozejrzałam się. Widziałam na wielu twarzach lęk i przerażenie. Nie dziwię im się. Tyle lat żyli w spokoju, byli bogaci. Mieli to czego chcieli sobie tylko zapragnąć. A TERAZ!? Ktoś im to zniszczył. Słyszę jak jakaś pani rozpoczyna swoją przemowę.
- Witam was serdecznie! Na początek krótki film o dawnej brutalnej władzy w Panem!
Myślałam, że za chwilkę wybuchnę! Jakiej brutalnej!? Mój dziadek był normalnym obywatelem. Zamknęłam oczy i zacisnęłam pięści. Nie miałam ochoty tego oglądać. Krew w moich żyłach raz po raz robiła się bardziej gorąca, gdy tylko słyszałam słowa z filmu.
- A teraz przejdziemy do losowania. Jak zwykle, panie mają pierwszeństwo! - kobieta sięgnęła ręką do kuli i od razu wyłapała karteczkę różniącą się od całej reszty. Byłam przygotowana by wyjść z tłumu. - Kate Snow! - moje ręce zaczęły drżeć. Weszłam chwiejnym krokiem na scenę, słońce akurat zaszło i moje ciało ogarną zimny wiatr  rozwiewający moje włosy.  Tuż za mną siedzieli Zwycięzcy którzy mieli zostać naszymi mentorami, był tam on i ona.  Zapewne żadne z nich tego nie chciało. A ja wiedziałam, że oni muszą przestać istnieć. Usiadłam na jednym z 24 krzeseł przygotowanych dla wylosowanych osób. Kobieta raz po raz wyjmowała nowe karteczki z kuli. Na zmianę - raz dziewczyny, raz chłopcy. Z widowni ubywało coraz więcej osób. Zostało ostatnie miejsce, przypisane dla chłopca. Kobieta włożyła rękę do kuli, kątem oka widziałam jak jej ciało przebił lęk. Otworzyła kartkę i upadła. Nie wiadomo czy to z emocji , czy ze zmęczenia. Większość zwycięzców do niej podbiegła. Chcieli wyciągnąć kartkę z jej dłoni ale uścisk był za mocny. Już mieli ją wynosić ze sceny gdy nagle jakiś chłopak zgłosił się na ochotnika. Miał ok.183 cm wysokości. Jego brązowe  włosy były rozwiane na wszystkie strony. Wyglądał na dość silnego. Wszedł na scenę i usiadł na ostatnim krześle. Chyba zauważył, że się na niego patrzę. Zrobiłam się czerwona jak burak.

środa, 4 marca 2015

#14 - Powrót do 12

Dziękuje ,że jest was aż tak dużo ! <3
Jesteście kochani . Wasza motywacja mnie wspiera w utrzymaniu tego bloga ;)
Zapraszam do kolejnej notki.
D.

Czekamy przed domem Johanny na odrzutowiec który miał po nas przylecieć i przenieść do 12.
Siadam na ławce która znajduje się koło jednego z domów. Pogoda jest naprawdę piękna. Słońce świeci bardzo mocno. Na niebie nie ma praktycznie w ogóle chmur które mogły by zaszkodzić tak pięknej aurze. Wieje ciepły i delikatny wiatr który muska moje ciało.
Moja mama i Annie wyjechały dzisiaj bardzo wcześnie pociągiem. Mówiłam im, że lepiej będzie jeśli polecą z nami a potem wrócą do siebie, ale Annie była temu przeciwna. Mówiła, że nie będzie się nikomu narzucała. Współczuję męczarni którą przeżywa Alex. Gdyby nie pogoda, dzisiejszy dzień uznałabym za porażkę. Dlaczego? Wróćmy do dzisiejszego rana.
Gdy tylko wstałam poszłam do kuchni. Nie było tam mamy i Annie. Pakowały się. Johanna  również jeszcze spała. Weszłam, zrobiłam sobie herbatę i wtedy  przyszedł Haymitch wraz Peetą.
Zaczęliśmy rozmawiać o tym co się wydarzyło dzisiejszej nocy  i gdy powiedziałam, że jak to ciągle oni  nazywali w  moim "śnie" widziałam również zaręczyny Effie i mojego mentora.  On zaczął się dziwnie zachowywać. Potem przyszła Effie i po kilku minutach wybiegła z domu. Czemu?
Słyszała całą naszą rozmowę i zaczęła się z nami kłócić. Dokładniej to z Haymitchem i Peetą. Twierdziła, że to nie był sen. Że to nie można tak nazywać. Ciągle czuję, że to moja wina, chociaż nie brałam żadnego udziału w tej sprzeczce. Potem Johanna zaczęła pytać czy podoba mi się prezent. Nie wiedziałam co mi podarowała więc po prostu odeszłam. Nie potrafię się dzisiaj z nikim dogadać i wszyscy twierdzą, że mam jakieś zaburzenia psychiczne. Nie wiem co się ze mną dzieje od kilku dni i czym jest to spowodowane.
- Katniss! - słyszę wołającego mnie Haymitcha.
- Tak?!
- Chodź tu! - zamykam zeszyt, w którym od kilku dni zapisuje co się ze mną dzieje. Nikomu o tym nie mówiłam, w końcu po co im to. Wstaję, chowam wszystko do torby, przekładam ją przez ramię i idę w stronę domu Johanny.
Staję obok Peety i łapię go za rękę. Czekamy, aż odrzutowiec wyląduje. Gdy to się dzieje wsiadamy do niego. Powoli startujemy. Słyszymy dobiegający z zewnątrz głos.
- Jeszcze my! - Effie biegnie w stronę odrzutowca i siada na jednym z miejsc koło Haymitcha. Za nią podąża Johanna. Nie sądziłam, że chce ona z nami jechać do 12.
Tak dawno nie latałam, że się praktycznie od tego odzwyczaiłam. Bałam się tego jak wystartujemy i jak wylądujemy. Podróż choć trwała zaledwie niecałą godzinkę dłużyła się niemiłosiernie. Bałam się każdego skrętu, a lekkie wstrząsy przyprawiały mnie o zwrócenie śniadanie. Prawie przez całą podróż byłam objęta przez Peetę. To mi dodawało odwagi.
Wylądowaliśmy centralnie na środku wioski. Haymitch od razu poszedł do siebie. Wszyscy zastanawialiśmy się czemu tak postąpił. Wyglądał jakby był obrażony na cały świat. Zabrałam Effie i Jo do mnie, a Peeta poszedł do naszego mentora.

- Katniss... - Johanna weszła do salonu i usiadła na fotelu. - Jeśli można wiedzieć, to co ty odwalasz? 
Wychodzę z kuchni niosąc w ręku tacę z trzema kubkami gorącej czekolady. Siadam na fotelu.
- Nic. - uśmiecham się.
- O co chodziło z tymi zaręczynami?
- To był pewnie sen. Miałam podobny gdy byłam w lesie.
- To nie był sen Katniss. - Effie staje w progu z małym ręcznikiem do wycierania rąk.
- Ja już się pogubiłam, do cholery! - Johanna wygląda na bardzo zdezorientowaną.
- To musiało być czymś spowodowane. Co robiłaś tego dnia ? - Effie siada obok mnie.
- Wstałam, byłam na spacerze z Peetą potem wróciliśmy i zaczęło się ognisko.
- Może tak bardziej szczegółowo? - Jo burczy w moją stronę. Patrzę na nią spode łba. - No co?! - zaczyna się śmiać.
- Twierdzisz, że nic dziwnego ci się nie przytrafiło?
- Może prócz tego, że ... - przerywam sobie na chwilkę zastanawiając się czy to powiedzieć, czy raczej nie.
- Prócz tego, że ...? - Effie zadaje pytanie.
- Nie, już nic. - mówię po czym biorę kubek do ręki.
- Ciemna maso! Dokończ, to co powiedziałaś albo ja to a ciebie wyduszę! - Johanna jak widać troszkę się zdenerwowała.
- Gdy wróciłam ze spaceru czułam się normalnie, ale potem podczas ogniska. Zrobiłam się trochę senna. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Ale tuż przed ogniskiem czy już gdy przy nim byłaś? - Effie nie daje za wygraną.
- Gdy przy nim byłam. - odpowiadam. Widzę, że Effie patrzy dziwnym wzrokiem na Johannę.
- Już wiem co jest przyczyną. - Effie mówi z lękiem w głosie.

poniedziałek, 2 marca 2015

#13 - Nocna rozmowa

Kolejny rozdział ^^
D.


Spoglądam z dołu na zdezorientowanego całą sytuacją Peetę. Nie wygląda na śpiącego. Chyba nikt nie rozumie obecnej sytuacji i tego jak znalazłam się na podłodze. Uciszam się trochę ze śmiechem gdyż przypominam sobie, że jest środek nocy. Napewno nikt nie chciałby mieć awantury od dopiero co przebudzonej Johanny.
- Katniss dobrze się czujesz? - Peeta przykuca koło mnie i jedną ręką sprawdza czy przypadkiem nie mam gorączki.
- Oczywiście. - uśmiecham się w odpowiedzi. Próbuje powstrzymać się znowu narastający śmiech. Przytykam do ust rękę, a z oczu zaczynają wypływać mi łzy. Peeta patrzy w stronę Annie i przecząco macha głową.
- Może idź już spać Katniss? - Annie zadaje pytanie jak zwykle swoim lekkim opiekuńczym tonem.
Podnoszę się z podłogi i spoglądam na nią.
- Tak, to dobrze ci zrobi. Mam cię odprowadzić? - Peeta łapie mnie za rękę.
- To ja już pójdę do Alexa. - Annie odwraca się i zamyka za sobą po cichu drzwi.
Mrok prawie całkowicie ogarną przedpokój, jedyne światło rozchodzi się z uchylonego w pokoju Peety okna. Spoglądam  w jego oczy, a on w moje.
- Peeta, nie chcę iść spać. Zostaniesz ze mną ? - w odpowiedzi dostaję tylko pocałunek w czoło.
Wchodzimy do mojego pokoju. Siadam na łóżku po turecku. Peeta przysiada na podłodze oparty o łóżko.
Nie zdążyłam mu nawet podziękować za pierścionek .
- Dziękuję... - odwraca głowę w moją stronę i widzę jego niebieskie oczy promieniujące w uśmiechu który pojawił się na jego twarzy. - Jest naprawdę piękny. - do oczu napływają mi łzy.
- Wiedziałem, że ci się spodoba... Czekaj! - odwraca się całkowicie w moją stronę. Zaczynam czuć się niepewnie. - Czemu wyraziłaś się w formie męskiej?
- Bo to chyba jest forma męska. - już prawie nic nie rozumiem.
- Katniss, o czym ty mówisz? - zachowuje się jakby zgrywał głupka.
- No, o moim prezencie urodzinowym. - uśmiecham się  i przygryzam kawałek wargi.
- My się chyba nie rozumiemy. - podnosi się, i podchodzi do komody. Bierze z niej małe pudełeczko i wraca na miejsce. - Mówisz o tym? - podaje mi zawiniątko.
Delikatnie otwieram pudełko. Widzę w nim złotą bransoletkę z kilkoma wiszącymi przyczepkami. Jedna jest z sercem, druga z jest odwzorowaniem mojej broszki a trzecia jest strzałą. Spoglądam na Peetę z niedowierzaniem. Mówiliśmy o dwóch kompletnie innych rzeczach?
- Nie... - odstawiam pudełko na bok. - Mówię o tym. - podnoszę do góry rękę na której widnieje pierścionek.
Widzę, że Peeta nic nie rozumie.
- Mówisz o prezencie od twojej mamy? - pyta.
- Mówię o pierścionku zaręczynowym. - odpowiadam z lekkim zdenerwowaniem.
- Jakim pierścionku zaręczynowym?! - robi duże oczy ze zdziwienia.
- O tym, który wczoraj od ciebie dostałam. - już zupełnie nie rozumiem o co chodzi. On widać również.
- Katniss, dostałaś ode mnie tylko bransoletkę. To był mój prezent urodzinowy. To o czym mówisz, dostałaś od mamy. Nie było żadnych zaręczyn. - patrzy mi w oczy i próbuje coś uświadomić.
- Ale... - do oczu napływają mi łzy. - A co z Effie i Haymitchem?
- A co miało być?
- No... ich zaręczyny. - mówię z płynącymi po policzkach łzami.
- Naprawdę nie wiem co się stało podczas tych kilku miesięcy, co ty u niego jadłaś. Ale mówię ci, że wczoraj obchodziliśmy twoje urodziny. Nie było żadnych zaręczyn. Ani naszych, ani Haymitcha i Effie. - wstaje, siada na łóżku i obejmuje mnie.
- Ale jak to...? - opieram głowę o jego pierś. Wybucham gwałtownym płaczem. - Twierdzisz, że to tylko był sen albo wyobraźnia?
- Niestety Katniss... Ale tak. - podnosi mnie delikatnie i sadza na swoich kolanach. Obejmuje mnie jeszcze mocniej, jakby chciał mnie zatrzymać przy sobie już na zawsze. Szkoda tylko, że tak nie może być.
- A jak wyjaśnisz twoje pytanie które zadałeś nad strumykiem ? - pytam zapłakana.
- Nie wiem o które ci chodzi.
- O to jak chcę spędzić przyszłość.
- Katniss... - znam odpowiedź. Nie chcę aby on to mówił. ,,-O nic takiego nie pytałem. "
Chcąc uniknąć odpowiedzi zatykam jego usta pocałunkiem. Następnie wtulam się w niego. Moje powieki stają się coraz bardziej ciężkie. Nawet nie wiem kiedy zasypiam.