Koniecznie włączcie tą muzykę:
Stoję niepewnie przed drzwiami od domu Haymitha. Nie wiem, czy lepiej będzie jeśli się wycofam, czy może jednak mam tam wejść. Pogrążam się w przemyśleniach. Nie czuję nawet zimnego wiatru który wieje, strącając z drzew ostatnie listki. Wpatruję się w drzwi stojąc nieruchomo. Zupełnie jakbym lunatykował. Nie interesuje mnie nic co dzieje się na około, ani czy ktoś przygląda się mojemu dziwnemu zachowaniu. W pewnym momencie z transu wybudza mnie Haymith, który właśnie wychodzi z domu, najprawdopodobniej po ciepłe pieczywo. Nie, na pewno nie po to myślę. Pieczywo mogłem przynieść mu ja. Tak więc próbuje się wymknąć po alkohol. Łamie nasze wspólne zasady o piciu. Właściwie to nie wiem czy są one jeszcze ważne. W każdym bądź razie jeśli ja mogę je przestrzegać to on też powinien. Gdy Gale zabrał mi Katniss, a w ostatnim tygodniu po tym wszystkim bezczelnie pojawił się w lesie dystryktu, ja się powstrzymałem. Nie rozumiem tylko czemu on to robi? Przynosi mu to jakąś satysfakcję, że może postawić na swoim?
Haymith pstryka mi dłońmi przed twarzą chcąc mnie do końca wybudzić z przemyśleń.
- Własnego nie masz łóżka, że śpisz mi przed drzwiami? - pyta poirytowany, że unicestwiłem jego plany. Trochę zawstydzony przeczesuję dłonią włosy.
- Tak właściwie to chciałem z tobą pogadać. Ale jeśli nie masz czasu... - ustępuję mu drogę, robiąc krok do tyłu.
- Czy to coś ważnego? Aż tak bardzo, że nie mogło poczekać do wieczoru? - opiera się o framugę. Widać po jego twarzy zdenerwowanie, a zarazem zawiedzenie.
- No wiesz... Chciałem potem udać się do Katniss i byłoby mi to tak trochę nie na rękę. A tak właściwie to gdzie ty się wybierasz?
- Nie powinno cię to interesować, szczeniaku. - Haymitch stara się ukryć frustrację, jednak słabo mu to wychodzi
- Z tego co się orientuję za kilka dni, być może nawet jeszcze dziś miała pojawić się Effie. Chyba nie chcesz aby widziała cię w stanie o którym obydwoje w tej chwili myślimy. - mierzę go wzrokiem. Jest on sprytny, ale zapomina o fakcie, że to ją mam lepszą pamięć.
- Właśnie. Tak więc skąd wiesz, że z tej okazji nie wybierałem się do fryzjera? - marszczy czoło, a jego usta wykrzywiają się w grymasie.
- Proszę cię - zaczynam się śmiać. - Kto normalny o zdrowych zmysłach podjąłby się wyzwaniu okiełznać tą czuprynę? - uśmiecham się. Haymitch patrzy na mnie wzrokiem jakbym był jego nową ofiarą, po czym mnie przepuszcza.
W jego mieszkaniu jak zwykle jest dziwnie, jednak tym razem coś wydaje mi się nie tak. Nie śmierdzi tu już alkoholem. Czegoś mi w nim brakuje. A może nie brakuje, tylko mi się tak zdaje? Znam jego dom bardzo dobrze. W końcu jest on taki sam jak mój. Pokoje rozmieszczone są w tych samych miejscach, meble są takie same, tylko innego koloru.
Chociaż znam dom Haymitcha, Katniss i mój - nie czuję się w nich dobrze. Brakuje mi mojej piekarni, rodziny i przeszłości. Połowa rzeczy po osaczaniu zanikła gdzieś głęboko w pamięci i nie potrafię sobie jej przypomnieć. Czasami czuję się pusty, jakby skrawek mojej duszy odszedł tak jak mój dystrykt i moja rodzina.
Siadam na krześle w kuchni. Haymitch wchodzi za mną i również przysiada. Przez chwilę panuje cisza, którą mój mentor przerywa.
- Chodzi o nią?
- Tak. - odpowiadam prawie bezgłośnie. Jak on mógł się domyślić po co przyszedłem?
- Chodzi o Gale? Nie zabierze jej, nie tym razem. - Haymitch wstaje i nalewa sobie herbaty do kubka, po czym opiera się o blat.
-Wiem. - próbuję powiedzieć coś więcej, jednak nie jestem w stanie. Po chwili znów się odzywam. - Ale wolałbym ją mieć przy sobie. Wszystko teraz znowu się miesza. Gale, igrzyska... Haymitch... - patrzę na niego. W jego oczach maluje się zaskoczenie i ciekawość - ...wszystko mi się już miesza. Jakby wracało to, co było po osaczaniu, tylko że silniejsze i dziwniejsze. Nie jest tak, że chcę zrobić coś Katniss, właśnie na odwrót. Chce ją mieć przy sobie, zawsze. A co najgorsze boję się, że to może się zmienić.
Z perspektywy Katniss
Mija południe. Siedzę na schodach przed domem, jak to robię ostatnimi czasy i głaszczę Jaskra. Po śmierci Prim strasznie zmieniły się moje relacje do tego stwora. Czuję, jak do oczu zaczynają napływać mi łzy. Samo wspomnienie o mojej kochanej, młodszej siostrze budzi we mnie strach i lęk przed przeszłością. Moja mała kaczuszka nigdy się nie zakocha. Nigdy nie pocałuje pierwszy raz chłopaka. Już nigdy ja jej nie zobaczę.
Słyszę miauczenie i syczenie. Spoglądam na Jaskra, który spiął się na moich kolanach. Nie rozumiem z jakiego powodu. Chyba nie czyta mi w myślach i reaguje tak na moje wspomnienie o Prim. Nie, to coś innego.
Spoglądam przed siebie i widzę jakąś kobietę, o lekkiej, jasnej cerze i blond włosach do ramion. Ubrana jest w czarny, rozpięty płaszcz, kremowe kozaki do kolan i czarne, materiałowe spodnie. Na szyi ma kremowy szal, a w ręku torbę. Nie mam pojęcia kto to, gdyż osoba jest za daleko. Wytężam wzrok aby dostrzec zarys twarzy. Pierwsze co przychodzi mi na myśl, że to może być moja mama, jedna budowa jej ciała jest zupełnie inna niż nieznajomej. Zrzucam Jaskra z nóg, podnoszę się ze schodów i udaję w stronę kobiety.
- Katniss! - słyszę bardzo znajomy głos. Tak dobrze mi znany. Głos, który wspierał mnie w pociągu. Głos, osoby która poniekąd wybrała mnie i moją siostrę do stanięcia twarzą w twarz ze śmiercią. Nie, to nie jest jej wina, że to zrobiła. To było jej zadanie, skąd widziała że akurat tak się stanie? W każdym bądź razie ona mnie wspierała. Tylko skąd u niej taka zmiana?
- Effie - mówię pod nosem i podbiegam do niej, wpadając jej w ramiona.
- Jak dawno cię nie widziałam. Chyba pora zrobić coś z włosami - zaczęła się cicho śmiać. Na początku nie zrozumiałam jej żartu. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Pierwszy raz widzę cię w prawdziwej odsłonie - szepczę, nie chcąc aby Peeta i Haymitch nas usłyszeli.
- Owszem. Znudziło mi się już noszenie tych kolorowych głupich fryzur i sukieneczek dla dzieci. Po za tym, chyba ktoś musi zmienić modę w Kapitolu, co? - uśmiechnięta łapie mnie za rękę i ciągnie do domu Haymitcha. Tylko czemu akurat do niego, a nie do mnie czy Peety?
Drzwi już po paru sekundach otwierają się, a w nich pojawia się mój mentor. Patrzy ze zdziwieniem na Effie, a następnie na mnie. Jego twarz przybiera wyraz jakby chciał się mnie spytać ,,Kto to jest?". Po chwili orientuje się, kto przed nim stoi. Otwiera oczy szerzej ze zdziwieniem, jakby wydawało mu się, że śni, a następnie bierze Effie w objęcia.
Myślę, że może zostawię ich na tę chwilę samych i pójdę po Peetę. Zapewne nie byłby zadowolony gdybyśmy go nie zaprosili. Uśmiecham się pod nosem po czym po cichu odchodzę od nich i podbiegam pod dom obok. Pukam, jednak nikt mi nie otwiera. Powtarzam czynność, ale nadal nikt nie odpowiada. Zaczynam się niepokoić więc naciskam klamkę. Drzwi bez jakiegokolwiek oporu się otwierają. Peety jednak nigdzie nie ma. Ani w kuchni, ani w salonie. Myślę, że może być w swojej pracowni. Udałam się schodami w dół, do piwnicy. Nie ma go tam, ale dostrzegam coś zupełnie innego. Na sztaludze jest jeszcze niedokończony portret Prim. Obok na podłodze leży kolejno portret Finnicka, jego rodziców i braci, Rue, ułożonej pośród kwiatów, a na końcu naszej czwórki - mnie, jego, Haymitcha i Effie.
Czuję, jak do oczu napływają mi łzy. To co zrobił było piękne. Zamknęłam powieki starając się stłumić łzy i przestać myśleć o powracających wspomnieniach z wszystkimi tymi osobami za wyjątkiem jego rodziców oraz braci. Żałuję teraz, że nie miałam z nimi kontaktu i tak słabo ich znałam. W pewnej chwili poczułam ciepło i czyjeś ręce obejmujące mnie w pasie.
- Podoba ci się? - słyszę głos. Głos, który mnie uspokaja. Przez który czuję się bezpieczniejsza. Obracam się gwałtownie i wtulam się w Peetę. Jego silne ramiona obejmują moje mizerne ciało. Nie potrafię złapać oddechu.
Patrzę w jego oczy. Widzę w nich ból ale i szczęście. To samo czuję w obecnej chwili. Jesteśmy tacy podobni, a za razem tacy różni. Podnoszę się delikatnie na palcach i opieram czoło o jego czoło.
- Dziękuję. - szepczę. Peeta dotyka wargami moich warg. Tak bardzo mi tego brakowało. Tej bliskości. Przypomniało mi się jak całowaliśmy się na arenie ćwierćwiecza. Jak mnie chronił. Jak ważną jestem dla niego osobą. Przytulam go jeszcze mocniej. Chcę, aby ta chwila trwała wiecznie, tak jednak nie może być. Odsuwam się delikatnie.
- Peeta, przyjechała Effie. Jest u Haymitcha. - mówię rozczarowana, a zarazem szczęśliwa.
Peeta łapie mnie za rękę i razem idziemy do domu naszego mentora. Gdy tylko wchodzimy Peeta przystaje tak samo zaskoczony jak Haymitch i po części ja. Spodziewał się Effie, którą widzieliśmy tyle razy na dożynkach i w pociągu. Która przygotowywała nas na wywiady, i na turnee. Która miała prawie wszystkie odcienie włosów od złotego aż po różowy i niebieski. Której sukienki były tak duże i długie, że ciągnęły się 5 metrów za nią. A tu widzi jakąś w połowie nieznaną kobietę, która siedzi na kanapie Haymitcha i pije herbatę.
- Herbaty? - Haymitch zwraca się do nas przechodząc przez korytarz, po drodze potrącając Peetę w ramię.
- Poprosimy. - mówię, również za Peetę bo wiem, że jeszcze trochę potrwa zanim przyzwyczai się do "nowej" Effie.
- Poprosimy. - mówię, również za Peetę bo wiem, że jeszcze trochę potrwa zanim przyzwyczai się do "nowej" Effie.
Peeta siada na fotelu, ja na jego oparciu. Zaczynamy rozmawiać z Effie, jak doszło do takiej zmiany. Oczywiście nie możemy ominąć wątków na temat naszego wyglądu, ale to chyba w niej zostanie już zawsze. Potem dołącza się do nas również Haymitch.
Poruszamy temat igrzysk, Kapitolu oraz Paylor. Effie mówi nam co słychać u Annie i małego Finnicka, oraz jak trzyma się Beetee.
- Postanowiłam, że przeprowadzę się do was. - informuje nas w pewnym momencie. Haymitch uśmiecha się pod nosem. Ściskam mocno Effie, a Peeta częstuje nas ciastem które upiekł wczorajszego popołudnia. Wieczorem ustalamy, że Effie będzie przez najbliższe dni mieszkać u mnie, a potem coś się wykombinuje.
- Postanowiłam, że przeprowadzę się do was. - informuje nas w pewnym momencie. Haymitch uśmiecha się pod nosem. Ściskam mocno Effie, a Peeta częstuje nas ciastem które upiekł wczorajszego popołudnia. Wieczorem ustalamy, że Effie będzie przez najbliższe dni mieszkać u mnie, a potem coś się wykombinuje.
♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫
Witamy was kochani! Jak zapewne widzicie pojawia się kolejny rozdział.
W tym momencie chciałybyśmy podzielić się kilkoma słowami od nas.
Daga:
A więc. Po 1: przepraszam was, że tak długo nie było żadnych wiadomości ode mnie. Zaczął się rok szkolny, a uczęszczanie do szkoły plastycznej wcale nie daje mi więcej czasu. Wręcz przeciwnie. Kolejny temat to, że dokładnie 2 dni temu była premiera ostatniej części Kosogłosa. Od obejrzenia ostatniej części coś się w moim życiu zmieniło. Tak jakby jakaś część mnie odeszła. Dalej rozpaczam, że to już koniec naszej przygody i czekania na kolejne zwiastuny czy premiery. Że już nigdy nie ujrzymy Jen, Josha, Liama, Sama i całej reszty w jednym filmie, w nowej scenie i dawnej roli. Tak się stało, że płakałam przez cały film przez co niestety nie pamiętam połowy scen. Jedyne co mi zapadło w pamięć (UWAGA SPOILERY!) to scena z Hayffie, epilog ♥ I najgorsze sceny podczas których najbardziej płakałam, a najbardziej je zapamiętałam: śmierć Prim i Finnicka (KONIEC SPOILERÓW!) Jest to dla mnie trudne, żegnać się w tym momencie z aktorami, i całą tą historią, ale głowa do góry! Zawsze jesteśmy jeszcze my. Mam nadzieję, że nie przepadniemy jak większość fandomów i utrzymamy się pomimo tej trudnej chwili. Damy radę. Dziękuję, że jesteście, dziękuję Pani Collins za napisanie tak wspaniałej trylogii. Za to, że odmieniła moje życie. Po 3: zmotywowałam się tym sposobem do pisania kolejnych notek i starania się nie zakończyć dla was tej opowieści. Obiecuję, że w miarę moich możliwości rozdziały będą pojawiały się jak najczęściej.
Jeszcze raz dziękuję, że jesteście i że dotrwaliście do tego końca. Dzięki wam jest jeszcze nadzieja, że nasz fandom przeżyje :) ♥
Sophie:
Po wyjściu z sali kinowej, po całonocnym maratonie Igrzysk Śmierci, cała zapłakana, poczułam, że jakaś część mnie odchodzi. Jest to okropne uczucie. Trochę, jak wybudzenie się z pięknego snu. Takiego, którego nie ma się ochoty kończyć. Nie będę pisać tego samego co Daga, chociaż myślę to samo. Jestem załamana.
Daga była za mną na maratonie. Wiecie, jakie były moje pierwsze słowa do niej? Że ma się spiąć i napisać nowy rozdział. Jest to historia, która nigdy nie powinna się skończyć. Nie zapominajcie, że epilog jest kiedy Kotna i Peeta mają po ok. 35 lat, a więc mamy jeszcze dużo czasu :)
Okropnie trudno mi się żegnać z tymi cudownymi ekranizacjami i całą historią. Ale coś mnie pociesza. Przecież jesteście jeszcze WY - trybuci. Mam nadzieję, że nasza historia będzie długa i będą o nas pisać w podręcznikach do historii ;)
Trzymajcie się ciepło i śledźcie dalsze losy Peety, Katniss, Haymitcha i Effie. Postaram się, żeby rozdziały były częściej. Obiecuję Wam to. Sama uzależniłam się od tej historii ♥
W tym momencie chciałybyśmy podzielić się kilkoma słowami od nas.
Daga:
A więc. Po 1: przepraszam was, że tak długo nie było żadnych wiadomości ode mnie. Zaczął się rok szkolny, a uczęszczanie do szkoły plastycznej wcale nie daje mi więcej czasu. Wręcz przeciwnie. Kolejny temat to, że dokładnie 2 dni temu była premiera ostatniej części Kosogłosa. Od obejrzenia ostatniej części coś się w moim życiu zmieniło. Tak jakby jakaś część mnie odeszła. Dalej rozpaczam, że to już koniec naszej przygody i czekania na kolejne zwiastuny czy premiery. Że już nigdy nie ujrzymy Jen, Josha, Liama, Sama i całej reszty w jednym filmie, w nowej scenie i dawnej roli. Tak się stało, że płakałam przez cały film przez co niestety nie pamiętam połowy scen. Jedyne co mi zapadło w pamięć (UWAGA SPOILERY!) to scena z Hayffie, epilog ♥ I najgorsze sceny podczas których najbardziej płakałam, a najbardziej je zapamiętałam: śmierć Prim i Finnicka (KONIEC SPOILERÓW!) Jest to dla mnie trudne, żegnać się w tym momencie z aktorami, i całą tą historią, ale głowa do góry! Zawsze jesteśmy jeszcze my. Mam nadzieję, że nie przepadniemy jak większość fandomów i utrzymamy się pomimo tej trudnej chwili. Damy radę. Dziękuję, że jesteście, dziękuję Pani Collins za napisanie tak wspaniałej trylogii. Za to, że odmieniła moje życie. Po 3: zmotywowałam się tym sposobem do pisania kolejnych notek i starania się nie zakończyć dla was tej opowieści. Obiecuję, że w miarę moich możliwości rozdziały będą pojawiały się jak najczęściej.
Jeszcze raz dziękuję, że jesteście i że dotrwaliście do tego końca. Dzięki wam jest jeszcze nadzieja, że nasz fandom przeżyje :) ♥
Sophie:
Po wyjściu z sali kinowej, po całonocnym maratonie Igrzysk Śmierci, cała zapłakana, poczułam, że jakaś część mnie odchodzi. Jest to okropne uczucie. Trochę, jak wybudzenie się z pięknego snu. Takiego, którego nie ma się ochoty kończyć. Nie będę pisać tego samego co Daga, chociaż myślę to samo. Jestem załamana.
Daga była za mną na maratonie. Wiecie, jakie były moje pierwsze słowa do niej? Że ma się spiąć i napisać nowy rozdział. Jest to historia, która nigdy nie powinna się skończyć. Nie zapominajcie, że epilog jest kiedy Kotna i Peeta mają po ok. 35 lat, a więc mamy jeszcze dużo czasu :)
Okropnie trudno mi się żegnać z tymi cudownymi ekranizacjami i całą historią. Ale coś mnie pociesza. Przecież jesteście jeszcze WY - trybuci. Mam nadzieję, że nasza historia będzie długa i będą o nas pisać w podręcznikach do historii ;)
Trzymajcie się ciepło i śledźcie dalsze losy Peety, Katniss, Haymitcha i Effie. Postaram się, żeby rozdziały były częściej. Obiecuję Wam to. Sama uzależniłam się od tej historii ♥