sobota, 16 stycznia 2016

SPECJALNE - Świąteczna 12 #2



Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)♥

Sophie



♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫

Peeta otwiera drzwi, a ja zamieram. Boję się, chociaż sama nie wiem dlaczego. Przecież to tylko Haymich. I Effie. Kiedy myślę o kobiecie, czuję, jak skręca mi się żołądek. Nie spodoba się jej. Przecież to jest za skromne, jest za mało brokatu i przepychu. Oddycham nerwowo. Uspokój się, Katniss. Chyba, że znów chcesz wylądować w łóżku, a inni będą się zastanawiać, czy nie wezwać lekarza, upominam siebie.
Peeta gładzi mnie po plecach, dodając mi otuchy. Uśmiecham się i spoglądam przed siebie, napotykając zmartwiony wzrok Haymitcha, Moja panika trwała zaledwie kilka sekund, ale jest pewna, że mężczyzna to zauważył. Jednak, gdy zwraca uwagę na uśmiech, który gości na moje twarzy, zauważam, że się rozluźnia. Stoi z Effie pod ramię, wyraźnie zadowolony.
- Katniss, skarbie! Wyglądasz pięknie! – wykrzykuje Effie i obcałowuje mi obydwa policzki. Kątem oka zauważam, że Haymitch i Peeta się witają i szepczą coś do siebie. Postanawiam udać, że tego nie widzę i odpowiadam Effie.
- I kto to mówi! Nigdy ci nie dorównam, Effie – odpowiadam, przyglądając się bajecznej sukni, którą ma na sobie. Ma złotawy kolor, a przy najmniejszym ruchu błyszczy się delikatnie. Kończy się tuż za kolanem, a tył sięga samej ziemi. Rękawy przykrywają drobne nadgarstki Effie, na których znajduje się srebrny szlaczek. Na nogach Effie znajdują się także złote buty na obcasie. Mimo takiego koloru, sukienka nie wygląda prowokacyjnie, ani imprezowo. Wydaje mi się, że idealnie pasuje na taką okazję. Ostatnią rzeczą, która mnie dziwi są włosy kobiety. Opadają delikatnymi falami na ramiona, a blado-różowy kolor idealnie podkreśla jej rysy.
- W końcu mam dostęp do ubrań wprost z Kapitolu – chichocze. Odpowiadam jej szerokim uśmiechem.
- Effie! – słyszę ciepły głos tuż za mną.
- Peeta! – Effie składa ręce przed sobą i wydaje się być zachwycona wyglądem Peety. Chłopak przytula ją, śmiejąc się serdecznie.
Haymitch ciągnie mnie delikatnie i przytula. Myślę, że już mnie puści, kiedy słyszę jego szept tuż przy uchu:
- Wszystko dobrze? – zawzięcie kiwam głową.
- Zwykłe nerwy – odsuwam się. – Myślisz, że to takie proste? Zorganizować całą tą Wigilię?  - Haymitch uśmiecha się kpiąco.
- Oczywiście, że tak.
- A więc postanowione – przesuwam się w stronę ukochanego i dotykam jego ramiona. – Haymitch zaproponował, że w przyszłym roku on się tym zajmie – mówię głośno, starając się zachować poważny wyraz twarzy. Jednak kiedy mój wzrok spoczywa na Effie, wybucham śmiechem. Patrzy zdziwiona na mężczyznę, z ustami ułożonymi w idealne „o”.
- Haymitch! Obiecałeś, że nie będziesz nic pić przed wigilią! – karci go, a my z Peetą nie potrafimy przestać się śmiać. Niedoszły mentor patrzy na nas spode łba.
Peeta śmieje się jeszcze głośniej, a ja ściskam jego rękę, widząc, że zaraz rozpocznie się niepotrzebna kłótnia.
- Ja wcale… Przecież… Katniss! – Haymitch znów patrzy na mnie, gromiąc mnie wzrokiem. Peeta zamyka drzwi, tym samym odwracając uwagę gości.
- Chodźcie usiąść do stołu – mówi, prowadząc ich do jadalni. Ustawiamy się przy krzesłach. Zapada cisza.
- Em… Chciałbym podziękować za to, że mogę być tu z Wami w jednym kawałku. W końcu to wasza zasługa. – odzywa się Peeta. Następnie spogląda na Effie, dając jej znak, że nastała jej kolej. Kobieta zastanawia się chwilę, aż wreszcie zaczyna mówić.
- Dziękuję, że mnie zaprosiliście i chociaż ten jeden raz nie muszę być sama w święta. Miejmy nadzieję, że nie zabraknie tu śmiechu, bo inaczej zacznę żałować, że nie jestem w Kapitolu i nie oglądam głupich filmów. – wydyma wargi, ale po chwili śmieje się krótko. Spogląda na mnie.
- Ja… - mówię cicho. – Po prostu dziękuję, że jesteście – wydaje mi się, że to wyraża więcej, niż nie jedna przemowa. Posyłam wzrok Haymitchowi, który mruczy coś w odpowiedzi.
Dochodzimy do wniosku, że to było jego podziękowanie, a więc prosimy gości, aby usiedli, a ja z Peetą idziemy do kuchni.
Chłopak całuje mnie w czoło, chwyta miskę z kilkoma rybami, które udało nam się rano złapać w jeziorze w lesie i idzie do jadalni. Kończę przygotowywać resztę potraw, a Peeta zanosi je na stół. W końcu bierze ostatni talerz, na którym znajduje się indyk. Uśmiecham się zadowolona z siebie. Podążam za nim.
Kiedy siadamy, zaczynamy ucztę. Na początku kroję mięso nakładając każdemu na talerz. Następnie każdy sięga po to, co lubi.
Podczas jedzenia opowiadamy sobie historie z ostatniego miesiąca. Najwięcej opowiada jak zwykle Effie. Oświadcza nam, że wraca do Kapitolu dopiero po nowym roku, a ja oferuję jej miejsce w gościnnym pokoju. Kobieta reaguje szerokim uśmiechem i mówi, że z chęcią tu zostanie. Wspomina także, że uwielbia przebywać u nas w domu, co kwituję wielkimi, czerwonymi rumieńcami.
Kończymy i odsuwamy talerze.
- Kiedyś w szkole na historii, nauczycielka wspominała, że jedną z tradycji było szukanie pierwszej gwiazdy na niebie – wspominam, mimowolnie wyglądając przez okno.
- Możemy się ubrać i wyjść na dwór – proponuje męski głos. Odwracam się, gotowa zobaczyć Peetę, ale to Haymich wpatruje się w nas pytająco. Propozycja padła z jego strony.
- Z chęcią – odpowiada za nas wszystkich Effie, głosem, przepełnionym szczęściem. Nie spodziewałam się, że tak bardzo jej się spodoba ta skromna uroczystość.
Ubieramy kurtki i wychodzimy na środek chodnika. Jest chłodno, ale nie na tyle, żeby trząść się z zimna. W czwórkę spoglądamy w niebo. Mój wzrok od razu pada na jeden świecący punkcik. Wzdycham cicho i wskazuję palcem w niebo.
- Tam jest – mówię spokojnym głosem. I wtedy na nosie czuję coś zimnego i mokrego. Wydaje mi się, że to jakieś przewidzenie, ale po chwili znów to czuję, tym razem na ręce.
- Śnieg – szepcze Peeta. Śmieję się głośno. Tak bardzo za tym tęskniłam. Kiedy przytulam chłopaka przypomina mi się tournée po 74. Igrzyskach i transmisję z 12. I nasze piękne pośliźnięcie się na lodzie. A następnie pocałunek ciepłych ust. Mimowolnie unoszę głowę i znów ich dotykam. Są dokładnie takie jak zapamiętałam.
- Ej dzieciaki. Przegapicie wszystko – mówi Haymitch klepiąc nas po ramieniu. Odsuwam się i spoglądam w idealnie niebieskie oczy Peety.
Haymitch znów mnie klepie po plecach, a ja odwracam się, chcąc powiedzieć, żeby dał nam spokój kiedy zauważam to, co dzieje się za nim.
Śnieg padający z nieba przybrał na sile. Chodnik, na którym stoimy wygląda jak przykryty białym obrusem.
- Wesołych świąt! – krzyczę, a inni odpowiadają mi śmiechem i takim samym okrzykiem. Stoimy w czwórkę obok siebie i śmiejemy się.
TO przekracza moje najśmielsze oczekiwania. Jest idealnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za każdy komentarz i każdą uwagę. Kochamy Was! ♥