Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)♥
Sophie
♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫♪♫
Peeta otwiera drzwi, a ja
zamieram. Boję się, chociaż sama nie wiem dlaczego. Przecież to tylko Haymich.
I Effie. Kiedy myślę o kobiecie, czuję, jak skręca mi się żołądek. Nie spodoba się jej. Przecież to jest za
skromne, jest za mało brokatu i przepychu. Oddycham nerwowo. Uspokój się, Katniss. Chyba, że znów chcesz
wylądować w łóżku, a inni będą się zastanawiać, czy nie wezwać lekarza,
upominam siebie.
Peeta gładzi mnie po plecach,
dodając mi otuchy. Uśmiecham się i spoglądam przed siebie, napotykając
zmartwiony wzrok Haymitcha, Moja panika trwała zaledwie kilka sekund, ale jest
pewna, że mężczyzna to zauważył. Jednak, gdy zwraca uwagę na uśmiech, który
gości na moje twarzy, zauważam, że się rozluźnia. Stoi z Effie pod ramię,
wyraźnie zadowolony.
- Katniss, skarbie! Wyglądasz
pięknie! – wykrzykuje Effie i obcałowuje mi obydwa policzki. Kątem oka
zauważam, że Haymitch i Peeta się witają i szepczą coś do siebie. Postanawiam
udać, że tego nie widzę i odpowiadam Effie.
- I kto to mówi! Nigdy ci nie
dorównam, Effie – odpowiadam, przyglądając się bajecznej sukni, którą ma na
sobie. Ma złotawy kolor, a przy najmniejszym ruchu błyszczy się delikatnie. Kończy
się tuż za kolanem, a tył sięga samej ziemi. Rękawy przykrywają drobne
nadgarstki Effie, na których znajduje się srebrny szlaczek. Na nogach Effie
znajdują się także złote buty na obcasie. Mimo takiego koloru, sukienka nie
wygląda prowokacyjnie, ani imprezowo. Wydaje mi się, że idealnie pasuje na taką
okazję. Ostatnią rzeczą, która mnie dziwi są włosy kobiety. Opadają delikatnymi
falami na ramiona, a blado-różowy kolor idealnie podkreśla jej rysy.
- W końcu mam dostęp do ubrań
wprost z Kapitolu – chichocze. Odpowiadam jej szerokim uśmiechem.
- Effie! – słyszę ciepły głos tuż
za mną.
- Peeta! – Effie składa ręce
przed sobą i wydaje się być zachwycona wyglądem Peety. Chłopak przytula ją,
śmiejąc się serdecznie.
Haymitch ciągnie mnie delikatnie
i przytula. Myślę, że już mnie puści, kiedy słyszę jego szept tuż przy uchu:
- Wszystko dobrze? – zawzięcie kiwam
głową.
- Zwykłe nerwy – odsuwam się. –
Myślisz, że to takie proste? Zorganizować całą tą Wigilię? - Haymitch uśmiecha się kpiąco.
- Oczywiście, że tak.
- A więc postanowione – przesuwam
się w stronę ukochanego i dotykam jego ramiona. – Haymitch zaproponował, że w
przyszłym roku on się tym zajmie – mówię głośno, starając się zachować poważny
wyraz twarzy. Jednak kiedy mój wzrok spoczywa na Effie, wybucham śmiechem.
Patrzy zdziwiona na mężczyznę, z ustami ułożonymi w idealne „o”.
- Haymitch! Obiecałeś, że nie
będziesz nic pić przed wigilią! – karci go, a my z Peetą nie potrafimy przestać
się śmiać. Niedoszły mentor patrzy na nas spode łba.
Peeta śmieje się jeszcze
głośniej, a ja ściskam jego rękę, widząc, że zaraz rozpocznie się niepotrzebna
kłótnia.
- Ja wcale… Przecież… Katniss! –
Haymitch znów patrzy na mnie, gromiąc mnie wzrokiem. Peeta zamyka drzwi, tym
samym odwracając uwagę gości.
- Chodźcie usiąść do stołu –
mówi, prowadząc ich do jadalni. Ustawiamy się przy krzesłach. Zapada cisza.
- Em… Chciałbym podziękować za
to, że mogę być tu z Wami w jednym kawałku. W końcu to wasza zasługa. – odzywa się
Peeta. Następnie spogląda na Effie, dając jej znak, że nastała jej kolej.
Kobieta zastanawia się chwilę, aż wreszcie zaczyna mówić.
- Dziękuję, że mnie zaprosiliście
i chociaż ten jeden raz nie muszę być sama w święta. Miejmy nadzieję, że nie
zabraknie tu śmiechu, bo inaczej zacznę żałować, że nie jestem w Kapitolu i nie
oglądam głupich filmów. – wydyma wargi, ale po chwili śmieje się krótko.
Spogląda na mnie.
- Ja… - mówię cicho. – Po prostu
dziękuję, że jesteście – wydaje mi się, że to wyraża więcej, niż nie jedna
przemowa. Posyłam wzrok Haymitchowi, który mruczy coś w odpowiedzi.
Dochodzimy do wniosku, że to było
jego podziękowanie, a więc prosimy gości, aby usiedli, a ja z Peetą idziemy do
kuchni.
Chłopak całuje mnie w czoło, chwyta
miskę z kilkoma rybami, które udało nam się rano złapać w jeziorze w lesie i
idzie do jadalni. Kończę przygotowywać resztę potraw, a Peeta zanosi je na
stół. W końcu bierze ostatni talerz, na którym znajduje się indyk. Uśmiecham
się zadowolona z siebie. Podążam za nim.
Kiedy siadamy, zaczynamy ucztę.
Na początku kroję mięso nakładając każdemu na talerz. Następnie każdy sięga po
to, co lubi.
Podczas jedzenia opowiadamy sobie
historie z ostatniego miesiąca. Najwięcej opowiada jak zwykle Effie. Oświadcza
nam, że wraca do Kapitolu dopiero po nowym roku, a ja oferuję jej miejsce w
gościnnym pokoju. Kobieta reaguje szerokim uśmiechem i mówi, że z chęcią tu
zostanie. Wspomina także, że uwielbia przebywać u nas w domu, co kwituję
wielkimi, czerwonymi rumieńcami.
Kończymy i odsuwamy talerze.
- Kiedyś w szkole na historii,
nauczycielka wspominała, że jedną z tradycji było szukanie pierwszej gwiazdy na
niebie – wspominam, mimowolnie wyglądając przez okno.
- Możemy się ubrać i wyjść na
dwór – proponuje męski głos. Odwracam się, gotowa zobaczyć Peetę, ale to
Haymich wpatruje się w nas pytająco. Propozycja padła z jego strony.
- Z chęcią – odpowiada za nas
wszystkich Effie, głosem, przepełnionym szczęściem. Nie spodziewałam się, że
tak bardzo jej się spodoba ta skromna uroczystość.
Ubieramy kurtki i wychodzimy na
środek chodnika. Jest chłodno, ale nie na tyle, żeby trząść się z zimna. W
czwórkę spoglądamy w niebo. Mój wzrok od razu pada na jeden świecący punkcik.
Wzdycham cicho i wskazuję palcem w niebo.
- Tam jest – mówię spokojnym
głosem. I wtedy na nosie czuję coś zimnego i mokrego. Wydaje mi się, że to
jakieś przewidzenie, ale po chwili znów to czuję, tym razem na ręce.
- Śnieg – szepcze Peeta. Śmieję się
głośno. Tak bardzo za tym tęskniłam. Kiedy przytulam chłopaka przypomina mi się
tournée po 74. Igrzyskach i transmisję z 12. I nasze piękne pośliźnięcie się na
lodzie. A następnie pocałunek ciepłych ust. Mimowolnie unoszę głowę i znów ich dotykam.
Są dokładnie takie jak zapamiętałam.
- Ej dzieciaki. Przegapicie
wszystko – mówi Haymitch klepiąc nas po ramieniu. Odsuwam się i spoglądam w
idealnie niebieskie oczy Peety.
Haymitch znów mnie klepie po
plecach, a ja odwracam się, chcąc powiedzieć, żeby dał nam spokój kiedy
zauważam to, co dzieje się za nim.
Śnieg padający z nieba przybrał
na sile. Chodnik, na którym stoimy wygląda jak przykryty białym obrusem.
- Wesołych świąt! – krzyczę, a
inni odpowiadają mi śmiechem i takim samym okrzykiem. Stoimy w czwórkę obok
siebie i śmiejemy się.
TO przekracza moje najśmielsze
oczekiwania. Jest idealnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękujemy za każdy komentarz i każdą uwagę. Kochamy Was! ♥