Jesteście kochani . Wasza motywacja mnie wspiera w utrzymaniu tego bloga ;)
Zapraszam do kolejnej notki.
D.
Czekamy przed domem Johanny na odrzutowiec który miał po nas przylecieć i przenieść do 12.
Siadam
na ławce która znajduje się koło jednego z domów. Pogoda jest naprawdę
piękna. Słońce świeci bardzo mocno. Na niebie nie ma praktycznie w ogóle
chmur które mogły by zaszkodzić tak pięknej aurze. Wieje ciepły i
delikatny wiatr który muska moje ciało.
Moja mama i Annie wyjechały
dzisiaj bardzo wcześnie pociągiem. Mówiłam im, że lepiej będzie jeśli
polecą z nami a potem wrócą do siebie, ale Annie była temu przeciwna.
Mówiła, że nie będzie się nikomu narzucała. Współczuję męczarni którą
przeżywa Alex. Gdyby nie pogoda, dzisiejszy dzień uznałabym za porażkę. Dlaczego? Wróćmy do dzisiejszego rana.
Gdy tylko wstałam poszłam
do kuchni. Nie było tam mamy i Annie. Pakowały się. Johanna
również jeszcze spała. Weszłam, zrobiłam sobie herbatę i wtedy przyszedł
Haymitch wraz Peetą.
Zaczęliśmy rozmawiać o tym co się wydarzyło
dzisiejszej nocy i gdy powiedziałam, że jak to ciągle oni
nazywali w moim "śnie" widziałam również zaręczyny Effie i mojego mentora. On zaczął się dziwnie zachowywać. Potem przyszła Effie i po kilku
minutach wybiegła z domu. Czemu?
Słyszała całą naszą rozmowę i
zaczęła się z nami kłócić. Dokładniej to z Haymitchem i Peetą.
Twierdziła, że to nie był sen. Że to nie można tak nazywać. Ciągle czuję, że to moja wina, chociaż nie brałam żadnego udziału w tej sprzeczce.
Potem Johanna zaczęła pytać czy podoba mi się prezent. Nie wiedziałam co
mi podarowała więc po prostu odeszłam. Nie potrafię się dzisiaj z nikim dogadać i wszyscy twierdzą, że mam jakieś zaburzenia psychiczne. Nie wiem co się ze mną dzieje od kilku dni i czym jest to spowodowane.
- Katniss! - słyszę wołającego mnie Haymitcha.
- Tak?!
- Chodź tu! - zamykam zeszyt, w którym od kilku dni zapisuje co się ze mną dzieje. Nikomu o tym nie mówiłam, w końcu po co im to. Wstaję, chowam wszystko do torby, przekładam ją przez ramię i idę w stronę domu Johanny.
Staję obok Peety i łapię go za rękę. Czekamy, aż odrzutowiec wyląduje. Gdy to się dzieje wsiadamy do niego. Powoli startujemy. Słyszymy dobiegający z zewnątrz głos.
- Jeszcze my! - Effie biegnie w stronę odrzutowca i siada na jednym z miejsc koło Haymitcha. Za nią podąża Johanna. Nie sądziłam, że chce ona z nami jechać do 12.
Tak dawno nie latałam, że się praktycznie od tego odzwyczaiłam. Bałam się tego jak wystartujemy i jak wylądujemy. Podróż choć trwała zaledwie niecałą godzinkę dłużyła się niemiłosiernie. Bałam się każdego skrętu, a lekkie wstrząsy przyprawiały mnie o zwrócenie śniadanie. Prawie przez całą podróż byłam objęta przez Peetę. To mi dodawało odwagi.
Wylądowaliśmy centralnie na środku wioski. Haymitch od razu poszedł do siebie. Wszyscy zastanawialiśmy się czemu tak postąpił. Wyglądał jakby był obrażony na cały świat. Zabrałam Effie i Jo do mnie, a Peeta poszedł do naszego mentora.
- Katniss... - Johanna weszła do salonu i usiadła na fotelu. - Jeśli można wiedzieć, to co ty odwalasz?
Wychodzę z kuchni niosąc w ręku tacę z trzema kubkami gorącej czekolady. Siadam na fotelu.
- Nic. - uśmiecham się.
- O co chodziło z tymi zaręczynami?
- To był pewnie sen. Miałam podobny gdy byłam w lesie.
- To nie był sen Katniss. - Effie staje w progu z małym ręcznikiem do wycierania rąk.
- Ja już się pogubiłam, do cholery! - Johanna wygląda na bardzo zdezorientowaną.
- To musiało być czymś spowodowane. Co robiłaś tego dnia ? - Effie siada obok mnie.
- Wstałam, byłam na spacerze z Peetą potem wróciliśmy i zaczęło się ognisko.
- Może tak bardziej szczegółowo? - Jo burczy w moją stronę. Patrzę na nią spode łba. - No co?! - zaczyna się śmiać.
- Twierdzisz, że nic dziwnego ci się nie przytrafiło?
- Może prócz tego, że ... - przerywam sobie na chwilkę zastanawiając się czy to powiedzieć, czy raczej nie.
- Prócz tego, że ...? - Effie zadaje pytanie.
- Nie, już nic. - mówię po czym biorę kubek do ręki.
- Ciemna maso! Dokończ, to co powiedziałaś albo ja to a ciebie wyduszę! - Johanna jak widać troszkę się zdenerwowała.
- Gdy wróciłam ze spaceru czułam się normalnie, ale potem podczas ogniska. Zrobiłam się trochę senna. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Ale tuż przed ogniskiem czy już gdy przy nim byłaś? - Effie nie daje za wygraną.
- Gdy przy nim byłam. - odpowiadam. Widzę, że Effie patrzy dziwnym wzrokiem na Johannę.
- Już wiem co jest przyczyną. - Effie mówi z lękiem w głosie.
No, hej :) Jestem i czytam :) A nawet komentuję :D Ja tam się do końca pogubiłam.... No, cóż... Czekam ;)
OdpowiedzUsuń~A.
Ps. U mnie też się coś pojawiło :)
Cieszę się ,że jesteś :)
UsuńPostaram się dodać dzisiaj nową notkę <3
One wiedzą o co chodzi a ja niee xD Czakam na kolejną ;*
OdpowiedzUsuń~zuzad5
Fajn rozdzial, czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny? Fajny blog.
OdpowiedzUsuńPierwsza rzecz, jaka mi wpadła do głowy to to, że Johanna do ogniska zioło wrzuciła i dlatego Katniss odwaliło... Boże... XD
OdpowiedzUsuń~ Lotopałanka ^^