sobota, 28 lutego 2015

#12 - Zaręczyny

Mam coś dla was :)
Postaram się wrócić znowu do dodawania notek codziennie.
Przepraszam ,że przez ten tydzień nie było ani jednego rozdziału, ale Nauka + moje urodziny ;c
Zapraszam do czytania ^^ 
D.

Ognisko rozświetla nasz okrąg. Wszyscy siedzimy na kocach. Johanna na jednym z Alexem, obok niej Annie. Na drugim moja mama, Effie i Haymitch. Co chwila wiatr staje się coraz bardziej zimny, a niebo ciemne. Oparta o Peetę wpatruję się w płomyki ognia.
Alex robi się coraz bardziej senny. Chyba wszystkich przytłacza ta cisza.
- Za chwilkę wrócę. Idę go uśpić. - Annie podnosi się i zabiera maluszka.
- Pójdę z tobą. - Johanna mówi coraz ciszej gdy widzi, że Alex oparty o ramię Annie już prawie usnął.
Dziewczyny znikają w drzwiach domu. Cisza jest jeszcze większa.
- To może chce ktoś skosztować pianki podpiekanej na ogniu? - Haymitch odzywa się by choć trochę zmienić  nastrój.
- Ja chętnie skosztuję. - Effie odpowiada naszemu mentorowi.
Od pobytu nad strumykiem ciągle męczy mnie jedno pytanie. Odwracam się w stronę Peety. Zarzucam mu ręce na szyje.
- Kiedy dowiem się jak chcesz spędzić swoją przyszłość? - pytam
- Na pewno jeszcze dziś. - uśmiecha się. Przytulam go. W takiej pozycji siedzi mi się naprawdę wygodnie. On również obejmuje mnie jedną ręką.
- Katniss - szepcze mi do ucha. - Spójrz.
Odrywam głowę od piersi Peety. To takie słodkie. Effie próbuje podpiec pianki, jednak jej to nie wychodzi. Haymitch pomaga jej i wtedy ich ręce nakładają się na siebie. Effie patrzy na mentora, a on na nią. Po krótkiej chwili rzuca się na jego szyję. Moja mama również się temu przygląda z uśmiechem. Zerkam w stronę drzwi. Widzę w nich wychylającą się Johanne kiwającą głową na tak.
Zerkam na Peetę z zastanowieniem. On jednak nic nie mówi. Pokrywa moje usta namiętnym pocałunkiem. Moje wszystkie myśli odchodzą. Nie interesuje mnie świat wokół. Już na zawszę chce z nim być, ja to wiem.
- Wszystkiego najlepszego Katniss! - wszyscy zaczynają krzyczeć. Powoli odrywamy się z Peetą od siebie. Widzę przed sobą Annie trzymającą tort. Haymitch i Effie trzymają się za ręce, a  Johanna stoi obok mojej mamy. Ciągle jestem przytulona do Peety.
Powoli się podnoszę. On robi to samo.
- Nie rozumiem was. - mówię ze zdziwieniem.
- Bo nie masz rozumu. - Jo burczy z uśmiechem w moją stronę.
- Niedawno miałaś 19 urodziny Katniss. Postanowiliśmy to uczcić, zwłaszcza po ostatnich przeżyciach. - moja mama podchodzi i mnie przytula. Do oczu zaczynają napływać mi łzy.
Tort jest naprawdę piękny. Widać, że to dzieło Peety.
- A więc, kto to zorganizował? - z oczu spływają mi łzy. Łzy szczęścia. Rozglądam się i widzę, że Peeeta znowu przeczesuje swoją dłonią włosy.
- Chyba wiesz kto skarbie. - Haymitch puszcza do mnie oko. - Planował to od bardzo dawna.
Nie jest daleko, ale wystarczająco tak abym mogła do niego podbiec z zamkniętymi oczami i rzucić mu się w ramiona, oraz zamknąć usta pocałunkiem. Mój plan jednak nie wychodzi. Nie ma go tam. Otwieram oczy i....
TO TYLKO SEN! TAK! NA PEWNO TO TYLKO SEN! MOJE MARZENIA PRZECIEŻ NIE SPEŁNIAJĄ SIĘ TAK Z DNIA NA DZIEŃ!
- Katniss? - Peeta mówi z lekkim zawiedzeniem.  Moje oczy znowu przepełnia fala łez.
- NIE! ZNACZY TAK! NIE, O JEJKU! - nie potrafię wytrzymać napięcia. Upadam na kolana. Biorę jego twarz w dłonie i całuję najmocniej jak tylko mogę. Tylko to mi w obecnej sytuacji pomoże. Czuję słony smak moich łez które spływają mi po policzkach. Słyszę w tle brawa.
Podnosimy się z ziemi.
- Dalej chcesz słyszeć odpowiedz na moje pytanie? - Peeta wsuwa mi na palec pierścionek.
- Nie. - rzucam się na niego.
Obracamy się w stronę wszystkich . Jak widać nie tylko ja płaczę. Moja mama również.
- Chciałbym tylko spytać, czy mogę teraz ja poprosić o chwilę ciszy? - Haymitch mówi dosyć donośnym głosem. Wszyscy zaczynają po cichu chichotać. Effie odwraca się na chwilkę w stronę Annie by szepnąć jej coś do ucha, lecz gdy wraca do poprzedniej pozycji nie może uwierzyć dokładnie tak jak ja przed chwilką. Łapie Haymitcha za rękę, podnosi po czym szybko go całuje.
Nie mogę uwierzyć, że ten dzień potoczył się tak... tak wspaniale.
Rozumiem już całe zachowanie Johanny. Przybycie mojej mamy. Najbardziej nie spodziewałam się jednak tego co przed chwilką Haymitch zrobił.

Zaczynam się śmiać. Upadam na ziemię. Wszyscy ze zdziwieniem patrzą w moją stronę. Kładę głowę na kocu i wpatruje się w niebo. Ten dzień miną tak pięknie.



Dziwnym cudem słyszę płacz Alexa. Otwieram oczy i znajduje się w pokoju. Na moim łóżku na którym spałam przez kilka dni. Jak się tu znalazłam? W pomieszczeniu panuje ciemność. Może to był tylko sen? Spoglądam na palec. Ulga spływa po moim ciele. Powoli podnoszę się i delikatnie stąpam w stronę pokoju Annie. Widzę wydobywające się spod szczeliny w drzwiach światło. Nie wiem czy mam pukać, czy lepiej jak od razu wejdę. Dotykam palcami klamkę. Zaciskam na niej dłoń i czuję, że ktoś nią naciska. Odskakuję z przerażenia do tyłu i potykam się o kawałek dywanu.
Widzę Annie stojącą w drzwiach. Upadłam centralnie na kość ogonową. Nie było to za ciche upadnięcie. Czuję lekki powiew chłodu, który muska powoli mój kark. Odwracam głowę do tyłu i widzę stojącego w drzwiach Peetę. Momentalnie wybucham śmiechem.

piątek, 20 lutego 2015

#11 - Ognisko

Nie miejcie mi tego za złe ,że nie było tak długo notek ;c
Obecnie jestem chora więc postaram się troszkę nadrobić ;)
Zapraszam!
D.

Siedzimy na trawie, nad strumykiem. Wpatruję się w wodę - to mnie uspokaja. Ciepły wiatr rozwiewa moje włosy. Kątem oka widzę, że Peeta kładzie kładzie się na trawie i wpatruje w niebo.
- Jak wyobrażasz dobie przyszłość? - pyta.
Obracam głowę w jego stronę. Patrzę mu w oczy.
- Przede wszystkim, wyobrażam sobie życie w spokoju. - uśmiecham się.
- A dokładniej?
Siadam po turecku obrócona w jego stronę.
- Nie mam pojęcia. A ty?
- Na pewno dzisiaj się dowiesz. - uśmiecha się. - Chodźmy już.

Wchodzimy przez bramę prowadzącą do domu Johanny.
- To nie miało być tak! - Jo wrzeszczy na cały głos.
- Oh, proszę zamknij się już - Haymitch odpowiada na jej wrzaski.
Jo wybiega z domu, chyba nawet nas nie zauważa. Tuż po niej Effie staje w drzwiach.
- Johanna!
- Effie, co się stało? - pytam.
- Ognisko. - mówi i puszcza oko. Nie wiem czy do nas obojga, czy tylko do któregoś z nas.

Siadam na łóżku. Nie mam co robić. Gdy tylko weszliśmy do domu, Haymitch zabrał gdzieś Peetę, a Effie poszła za Johanną. Słyszę pukanie w drzwi.
Schodzę na dół po schodach. Otwieram drzwi na oścież.
- Cjocja! - Alex zeskakuje z rąk Annie i rzuca się na mnie.
- Annie? Co wy tu robicie? - pytam zaciekawiona obejmując Alexa.
- Musimy być tu w tym dniu. - mówi do mnie z uśmiechem na buzi. - Twoja mama poszła do Johanny i Effie - dodaje wchodząc do środka.
- Jakim dniu? Przecież to tylko ognisko! - mówię ze zdziwieniem.
Annie się nie odzywa. Zabiera mi z rąk Alexa
- To może my pójdziemy odpocząć po podróży.
Nie rozumiem o co dzisiaj wszystkim chodzi. Dziwne zachowanie Johanny, Peeta mówiący, że dzisiaj dowiem się jak on chce spędzić swoją przyszłość i na dodatek Annie i moja mama które przyjeżdżają tylko na jedno głupie ognisko.
To wszystko mnie przytłacza. Upadam na łóżko i chowam głowę w poduszki.


- Tik, tak ciemna maso! - Johanna staje w drzwiach i jednym palcem uderza o swój drugi nadgarstek.
- Nie ubiorę tego! Chyba ci się śni!
- Jejku, Katniss, czy mogłabyś chociaż raz nie robić problemów? - patrzę na nią wzrokiem nienawiści.
- Idź i nie wracaj! - rzucam w nią czarnym swetrem który przed chwilą zdjęłam.
Czy ona naprawdę każe mi ubrać czarną spódniczkę przed kolana, biały t-shirt i długi kremowy sweter na 2 guziki? Nienawidzę tak się ubierać.
Po długich przemyśleniach czy to założyć czy nie schodzę niechętnie w nowym stroju.
- Czekaj, czekaj! - Johanna burczy w moją stronę.
- Co znowu? - jestem wściekła.
- Katniss, buty i... - Effie patrzy na mnie ukośnym wzrokiem. - Annie proszę przynieś z góry jakąś szczotkę do włosów! - tym razem mówi do Annie.
Zakładam czarne baleriny i siadam na krześle w salonie. Annie opiera się o framugę i wręcza Effie szczotkę. Johanna  siada na kanapie i podpiera swoją głowę rękami. Moja mama staje obok krzesła.
- Przecież jestem uczesana. - mówię do Effie.
- Katniss musisz się jeszcze duużo nauczyć.
Effie czesze moje włosy. Długo rozmyśla, co z nimi zrobić jednak po krótkiej naradzie z dziewczynami po prostu zostawia je rozpuszczone, a spina tylko jedno pasmo które leciało mi na twarz.
Zabieram wiklinowy koszyk w którym znajduje się jedzenie na ognisko. Nie czuję się za komfortowo w tym stroju, ale gdybym go nie ubrała miałabym naprawdę przechlapane. Wychodzę z domu.
Widzę Haymitcha który dorzuca do ogniska drewno a obok... Ten widok jest naprawdę śliczny. Peeta bawiący się z Alexem. W tej chwili uświadamiam sobie, że Peeta byłby naprawdę dobrym ojcem. A... a ja? Przez myśl mi nie przechodzi nawet, że mogę zostać matką. Może nie powinnam być z Peetą? Nie chcę mu niszczyć życia. Idę w ich kierunku. Po drodze Effie zabiera mi koszyk i szybkim krokiem idzie do ogniska, obracając przy tym tylko głowę i uśmiechając się w moją stronę.
Widzę jak Peeta wziął na ręce małego Alexa i popatrzył na mnie. Czuję, że się zarumieniłam. Nigdy nie byłam tak ubrana. Podchodzę do nich. Alex odkąd mnie zauważył zaczął krzyczeć ,,-Chcje do cjocj!". To było takie zabawne, że po drodze prawnie nie upadłam ze śmiechu. Zabieram z rąk Peety małą kopię Finnicka.
- Katniss, daj mi go. - Annie wyciąga ręce po malucha. - Dam wam czas - uśmiecha się do nas.
Odwracam się w stronę Peety i oboje wybuchamy śmiechem.
- Ślicznie wyglądasz. - mówi po czym mnie obejmuje. - Nieźle nas urządzili.- dalej się śmieje.
- Ciebie też? - pytam nie odstępując od śmiechu. - Zapewne Haymitch?
- ,,Jeśli się w to nie ubierzesz to przysięgam, że zawołam tu Johannę, a ta nie będzie się z tobą cackać." - oboje wybuchamy jeszcze większym śmiechem.

czwartek, 19 lutego 2015

#10 - Cierpienie czy śmierć?

A oto i 10 notka :)


Zapraszam!
D.

Od kilku dni jesteśmy wszyscy u Johanny, wczoraj nawet przyjechała Effie. Dziś ma się odbyć ognisko na nasze pożegnanie. Jutro z samego rana wracamy do 12.

Wchodzę do kuchni. Blask słońca wpadający przez okno mnie oślepia. Wszyscy już są.
Staję z tyłu nad Peetą, kładę ręce na jego ramionach i całuję go w policzek. Odwraca głowę i szepcze mi do ucha:
- Dzień dobry. 
Uśmiecham się, po czym przysiadam na krześle obok niego. Effie nalewa mi kubek gorącej czekolady.
- Czy wszystko jest już przygotowane!? - Johanna wędruje z jednego miejsca, do drugiego, jakby dzisiejszy dzień był czymś bardzo ważnym.
- Jo spokojnie - patrzę w jej stronę dalej z uśmiechem. - To tylko zwykłe ognisko.
- Nie..Oj Katniss mylisz się! To nie jest zwykłe ognisko!
- Johanna! - Haymitch stanowczym tonem burczy w jej stronę.
Peeta przeczesuje ręką swoje piękne blond włosy, jakby chciał wyjść z jakiejś niekomfortowej sytuacji.
- Johanna, usiądź sobie. Ja się zajmę resztą. - Effie sadza Jo na krześle obok.
- Czy mogę się dowiedzieć o co tu chodzi? - pytam zaciekawiona.
- Bo wiesz, dla Johanny to bardzo ważny dzień. Ona uwielbia ogniska! - Haymitch patrzy w stronę Jo.
- Yyy...Tak, tak! - Johanna niepewnie wychodzi z tej odpowiedzi.
- Katniss, dajmy jej spokój. - Effie się do mnie uśmiecha. - Może idź razem z Peetą na spacer?



Idziemy powoli, kierując się w stronę pobliskiego strumyka który przepływa przez dystrykt 7. Trzymam Peetę za rękę. Jest godzina 16. O 17 musimy być  z powrotem. Nie wiem co się dzisiaj stało mojej przyjaciółce, ale wiem to, że jakbyśmy spóźnili się o jedną minutę, rozszarpałaby nas na śmierć.
Już wczoraj widziałam na ręce Peety dziwne blizny, ale wolałam już nie dopytywać. Teraz za bardzo mnie to ciekawi.
Gwałtownie się zatrzymuje, widzę zdziwienie na odwróconej w moją stronę twarzy Peety.
Podnoszę nasze splecione dłonie do góry, mniej-więcej na wysokość jego oczu:
- A tak właściwie to co ci się stało?
- To tylko małe ranki.
- MAŁE?! Czy ty sobie ze mnie kpisz? - pytam zażenowana.
- Po prostu chciałem... Myślałem, że jesteś z Galem. Że już nigdy nie wrócisz.
- Jak widać wróciłam i nie jestem z Galem. Więc?
- Miałem wybór.
- O czym ty gadasz ? - puszczam jego dłoń i cofam się o jeden krok do tyłu.
- Katniss, co ty byś zrobiła gdyby mnie ktoś tak porwał?
- Nie wiem, nie myślałam nigdy o tym.
- Widzisz, a ja myślałem. I jeszcze to przeżyłem. - mówi Peeta.
- To znaczy?
- Gdybyś mnie straciła, co byś wybrała?
- A jaki mam wybór?
- Cierpienie.
- Albo?
- Śmierć. - dodaje Peeta.
Już wszystko rozumiem. Z oczu znowu zaczynają spływać mi łzy. Rzucam się w ramiona Peety.


niedziela, 15 lutego 2015

#9 - Wyjaśnienia

Mam 3 wiadomości :)
1. Projekt specjalny prawdopodobnie pojawi się jutro albo pojutrze :) (wykończenia)
2. Właśnie wybiło 1000 wyświetleń <3 Jesteście meega ! <3
3. Zapraszam na trochę spóźnioną notkę  wale(n)tynkową ^^

D.


Dziękuję, że się tu znalazłam. Dziękuję, że Gale nie zabrał mnie do innego dystryktu. Johanna strasznie się zmieniła. Od ostatniego razu kiedy ją widziałam włosy ma już do ramion, nie jest już taka blada i przede wszystkim choć odrobinę przytyła. Miałam już dość patrzenia na jej kości.
Ciągle jestem osłabiona. Siedzę u Jo już od trzech godzin. Nie potrafię spać ani jeść, choć jestem wygłodzona i zmęczona. Może jeszcze mam w sobie podniecenie, że żyję.
Johanna poszła zrobić mi jeszcze jedną herbatę. Po drodze nie wiem, czy się przesłyszałam ale do kogoś dzwoniła. Nie chcę teraz nikogo widzieć. Leżę na łóżku okryta kocem, wpatruję się w sufit. Ciszę przerywa Jo:
- Jak się tu znalazłaś?- przysiada koło mnie i wręcza mi herbatę. Podnoszę się i opieram na łokciach.
- Długa historia.
- Mów.
- Powiem w skrócie. Uciekłam, ukryłam się w lesie, zasnęłam, zaczęłam szukać drogi, upadłam, usłyszałam huk, zaczęłam biec, znalazłam miasto, a potem ciebie. - uśmiecham się do niej.
Siedzimy przez chwilę w ciszy.
- Strasznie za nami tęskniłaś? - pyta.
- Mówiąc ,,nami" masz na myśli...?
- Mnie, Haymitcha, Annie i wiesz no... - szturcha łokciem moją nogę i szepcze - Peetę.
Po usłyszeniu tego ostatniego słowa, nie panuję nad sobą. Kładę się i upuszczam sobie przez "przypadek" herbatę na nogi.
- Ofermo! Coś narobiła? - Johanna jest wściekła.
- Przepraszam, to przez przypadek...
- MIGIEM DO ŁAZIENKI!
Wstaję i z mokrymi nogami kieruję się w stronę łazienki.

Opieram się o umywalkę i przyglądam w lustrze. Naprawdę jestem ofermą. Odkręcam kurek zimnej wody i przemywam twarz dłońmi. Robię to bardzo powoli. Nie mam ochoty wychodzić, jednak Jo zaczyna pukać w drzwi.
- Już wychodzę!
- Czekaj! Mam dla ciebie rzeczy do przebrania.
Uchylam drzwi i zabieram rzeczy. Zdejmuję obecne ubranie i wyjmuję nowe. Johanna dała mi szare dżinsy, białą bluzkę na ramiączkach i do tego czarny lekki sweter. Nawet ładnie to wygląda. Dała mi również małą saszetkę w której znajduje się szczoteczka do zębów, szczotka do włosów i czarna gumka.
Czeszę włosy. Po tym deszczu są naprawdę dziwne. Końcówki chociaż rozczesane dalej tworzą loki. Spinam je gumką w lekki kucyk. Nie jest tak źle, myślałam, że będzie gorzej.
Słyszę odgłosy w kuchni. Jo pewnie nie potrafi poradzić sobie z patelnią.

Schodzę po schodach, kierując się przez salon do pomieszczenia gdzie znajduje się Johanna. Przechodzę przez framugą i nie mogę uwierzyć.
Biegnę w jego stronę. Nie chcę go przytulać. Mam ochotę go rozszarpać. Z oczu zaczynają napływać mi łzy.
- Jak mogłeś! - uderzam dłonią o jego klatkę piersiową, raz jedną, raz drugą ręką.
- Co?! - zgrywa niewiniątko, czuję jego ręce na mojej tali.
- Kłamca! Bezczelny, perfidny! Kochałam cię, a ty mnie tak potraktowałeś! - jego uścisk jest coraz silniejszy, widzę w jego oczach przebłyski. Nie... Zaczyna się.
Haymitch odsuwa Peetę ode mnie, a Johanna sadza mnie na krześle.
- O co ci chodzi skarbie ? - pyta Haymitch przytrzymując Peetę.
- O co mi chodzi?! Stoisz po jego stronie?!
- Katniss, wytłumacz nam co do jasnej cholery ci chodzi, bo nawet ja nie rozumiem ! - Johanna wybucha.
- Tak bardzo mnie kochał. Oczywiście! A przy pierwszej lepszej okazji był skłonny mnie pobić!
- Czekaj... Mówisz o nim - wskazuje palcem na Peetę - czy o tym, nie wyrażę się tak brzydko, co cię uprowadził? - pyta zaciekawiona
- Gale mnie nie uprowadził! On mnie uratował... - mój głos łamie się w połowie. Czyli to co mówił było kłamstwem. - Jak...jak było naprawdę? - moje oczy przepełniają łzy.
- Rozmawialiśmy, w pewnym momencie ty wstałaś i kierowałaś się w stronę wyjścia , upadłaś. Nie wiedziałem co mam robić, złapałem cię przed uderzeniem głową o podłogę. Potem przyszedł Haymitch. Byliśmy przy tobie i wszystko było by dobrze gdyby nie zjawił się ten...
- Idiota - przerywa mu Johanna z uśmiechem.
- Oznajmił, że jesteśmy nieodpowiedzialni i że cię stąd zabiera. Próbowaliśmy go powstrzymać. Jednak na marne.
- Peeta...ja naprawdę... - gwałtownym ruchem się podnoszę i kieruję w jego stronę.Wtulam się w niego.
- Wiem Katniss, nie wiedziałaś.
- Przepraszam... - zaczynam płakać.
- Już wszystko dobrze.
Odrywam się na chwilę od jego piersi i patrzę mu w oczy.
- Peeta, przysięgnij mi, że już nigdy mnie nie zostawisz.
- Przysięgam.
Podnoszę się na palcach i łączę nasze usta pocałunkiem. Tak mi tego brakowało. Tego ciepła, miłości. Jest mi tak dobrze, nie chcę przerywać. Chcę, aby ta chwila trwała wiecznie. Czuje jego dłoń na moich plecach. Nie obchodzi nas świat rzeczywisty. Teraz jest nasz czas i nikt go nie przerwie.


#8 - Prezydent u Mellarka

Kolejna notka <3
Teraz biorę się za następną ^^ Tzn.  wale(n)tynkową <3 (wiem trochę spóźniona ;c )


Zapraszam! 
D.

Perspektywa Peety - co się z nim dzieje ?

Co ja zrobiłem!? On tak po prostu ją zabrał. Wyszedł. Gdzie on teraz jest? Może już się z nią zaręczył, a co gorsza może już wzięli razem ślub? Odkąd jej nie ma, mój dzień wygląda mniej-więcej na takiej samej zasadzie. Rano wstaję, nie chcę nic jeść, ale Haymitch wciska mi to na siłę, potem zamykam się w mojej pracowni. Tu jedynie czuje się  choć trochę na siłach. Siedzę tu do 1:00 w nocy a potem nie potrafię spać. A jak już zasnę, to dręczą mnie koszmary. Czy ona może mnie jeszcze kochać? Ciągle tylko o tym myślę. Zatracam się w rzeczywistości.

Maluję właśnie obraz, widać na nim góry i błękitne morze. Słyszę pukanie do drzwi.
- Peeta otwieraj to! Natychmiast!
- Nie mam zamiaru!
- Bo wyważę drzwi!
- Haymitch, nie dasz rady.
- Może i ja nie, ale strażnicy Paylor chyba raczej tak!
- CO?! Jacy strażnicy? Paylor? Co ona tu robi?
- Do jasnej cholery wyłaź ! Pani prezydent nie będzie czekać wiecznie, bo królewicz sobie maluje obrazki!
Niechętnie wstaję i idę w stronę drzwi. Przekręcam klucz. Oślepia mnie jasność. Dosyć spora.
- Nareszcie, a teraz zapraszam do twojego gabinetu - szepcze mi cicho Haymitch i otrzepuje moje ramie. Stąpam przed siebie niepewnie. A co jeśli ma jakieś złe wieści ?
- Witam pana, panie Mellark - mówi zachrypniętym głosem
- Dzień dobry.
- Niech pan siada - uśmiecha się do mnie.
- Co panią prezydent do mnie sprowadza? - pytam z zaciekawieniem.
- Postanowiliśmy pomóc panu.
- Niby w jaki sposób?
- Wiem co się stało z Katniss i naprawdę mi przykro z tego powodu. - opuszcza głowę w dół.
- To ma być pomoc? - opieram się na bokach fotela prostując ręce.
- Nie.
- A więc?
- Moi ludzie, szukają panny Everdeen po wszystkich Dystryktach oraz Kapitolu. Staramy się nie przeoczyć żadnego szczegółu.
- On mógł ją zabrać wszędzie! Poza Panem!
- Dlatego podłączyliśmy dzisiaj również do odnalezienia Katniss ogrodzenia pod prąd. - zmienia ton na bardziej dumny. Jakby przemyślała wszystko.
-Tak? A więc co pani powie na to, że Katniss została porwana kilka tygodni temu? Wtedy wydaje mi się, że ogrodzenia nie był podpięte. - przyglądam jej się z nienawiścią.
Przełyka dosyć głośno ślinę, po czym dodaje:
- Zrobimy co w naszych mocach by ją odnaleźć. Przeszukamy cały teren. Nie mógł jej zabrać daleko.
Nie wytrzymuję tego napięcia. Podnoszę się i kieruję w stronę drzwi.
- Panie Mellark! - czego ona jeszcze chce!? - Jeśli będę coś wiedziała, od razu się z panem skontaktuję. I proszę pana o to samo.
Wychodzę.


Siedzę przed domem na betonowych schodach dokładnie jak wtedy z Katniss. Słońce powoli zachodzi. Nie potrafię znieść bólu, który przejął moje serce. Ona nie wróci, ja to wiem. Jedyne co mi teraz pozostało to albo życie bez niej, albo śmierć. Wybieram to drugie. Cierpienie byłoby za trudne. Spoglądam na jej dom. Jest już praktycznie całkowicie ciemno. Wchodzę do domu, ściągam płaszcz i podwijam rękawy. Siadam na jednym z kuchennych krzeseł. Za dużo przeżyć jak na dzisiejszy dzień. Chcę to zakończyć. Sięgam po kuchenny nóż i ostrzem przeciągam po moim nadgarstku. Bez zastanowienia. Nie potrafię powstrzymać łez. Zaczynam krzyczeć z bólu. Jeszcze raz i będzie po mnie. Muszę to zrobić.
Do mojego domu wbiega Haymitch. Niepotrzebnie krzyczałem. Jestem głupi!
- Peeta co się dzieje!?
Nie odpowiadam.
- Odłóż ten nóż, Peeta, bądź rozsądny!
- Nie mogę.
- A jeśli ona się znajdzie? A ty... ty ze swojego idiotyzmu umrzesz? Zostawisz ją samą?
Spoglądam na moją rękę z której ciurkiem wycieka krew. Upuszczam nóż na ziemię. Gdy upada i stuka o kafelki, dzwoni telefon.
- Odbierz, to może być Paylor.
Wstaję i z bolącym nadgarstkiem idę w stronę telefonu.
Podnoszę słuchawkę.
Nie mogę uwierzyć. Moje oczy przepełniają łzy. Wyłączam telefon.
- Haymich... - moje oczy zalane są łzami. - Jest!




sobota, 14 lutego 2015

#7 - Dystrykt 7

Kolejna spóźniona notka ;c
Przepraszam was za to ;/
PS:Dzisiaj pojawią się 3 notki ^^ <3
Najlepszego w Walentynki!

Zapraszam!
D.


Widzę przed sobą blask słońca, przebijający się pomiędzy koronami drzew. Nie wierzę, że mogłam spać tak długo, moje sny... trwały zaledwie 2 minuty, a ja przespałam całą noc. Ciągle zastanawiam się gdzie jestem. Nie jest to las w moim Dystrykcie. Jest tu inaczej. Ciągle leżę w krzakach pomiędzy gałęziami. Próbuję wstać, jednak dalej jestem osłabiona. Głód daje mi się we znaki. Jestem odwodniona, dodatkowo moje ubrania nie wyschły jeszcze wystarczająco po wczorajszym,  po prostu "wymarzonym", biegu w deszczu. Gdzie on mógł mnie zabrać. Zgubiłam się w lesie. Ciekawe czy on mnie jeszcze szuka. Może sobie darował? Ciągle zastanawiam się co mnie skłoniło do tej ucieczki. Przecież Gale powiedział jasno dwa miesiące temu, że Peeta mnie już nie chcę. Że to on mnie pobił i przez to byłam nieprzytomna. To wszystko wyjaśniło czemu znalazłam się właśnie w miejscu z którego uciekłam. Nie wiem dlaczego, ale po opowieściach Gale nie czuję do Peety już tego co przedtem. Miłości. Sama nie wiem, może dalej ją czuję ale rozum próbuje przyswoić wiedzę, że to on był tak brutalny by się do tego przyczynić. Nie mam nikogo, dla kogo mogła bym być ważna. Nie wiem czy mam wierzyć Gale' owi, czy uważać go za kłamcę. Wiem, że po prostu nie chcę mieć z nim nic do czynienia. Jest dla mnie nikim. Tak, NIKIM! Ostatnia nadzieja została w Johannie, ale ona zapewne żyje swoim życiem. Podobnie Annie, po urodzeniu syna prawie w ogóle się do nas nie odzywała, jakby ciągle osądzała mnie. O co ? Tak wiem, o osierocenie jej syna. O zabicie jej męża. I o to kolejny dowód na to, że jestem Zmiechem. Wiem, jak czuł się Peeta podczas osaczania. Ja czuję się teraz podobnie - obwiniana przez wszystkich, zostałam sama. Zabłądziłam w środku lasu. Nie wiem, czy mam wierzyć mojemu BYŁEMU przyjacielowi, że miłość mojego życia mnie tak skrzywdziła. Że to ona, że Peeta jest Zmiechem. Moje myśli ciągle błądzą. Musze się wziąć w garść!
Powoli się podnoszę. Czuję się podobnie jak podczas pierwszych Igrzysk, tyle, że tym razem nie jestem zmuszana do zabijania dla rozrywki Kapitolu. Idę powoli, rozglądając się uważnie. Próbuję wspiąć się na drzewo by mieć lepszy punkt widokowy, jednak nie mam na to siły. Dalej stąpam przed siebie. Idę ponad 30 minut. Powoli tracę łączność ze światem. Siadam i opieram się o jedno z drzew gdy nagle słyszę głośny huk. Jakby ktoś ścinał drzewo. I znowu. Podnoszę się na ostatkach sił i pędzę w stronę dźwięku. Koniec lasu, jak dobrze. Ludzie! Nie wierzę, że los mi znowu pomógł. Omijam tartak i idę jedną z polnych dróżek. Dochodzę do miasta. Nie wierzę własnym oczom. Jestem w dystrykcie 7. Rozpoznaję ten Pałac Sprawiedliwości! To tu przemawiałam razem z Peetą podczas Turneé Zwycięzców. Z tego co pamiętam gdzieś niedaleko jest Wioska Zwycięzców. W 12 trzeba przejść przez całe miasto by się do niej dostać, a tu jest jak rzut kamieniem od Pałacu. Otwieram bramę. Który to był dom? Podchodzę do jednego z nich z nadzieją, że to ten, jednak nikt mi nie otwiera. Nie mam siły dalej iść. Siadam na betonowych schodach opierając się o obręcz. Moje powieki stają się ciężkie.
- Katniss!
- Johanna?! To ty? - wyduszam z siebie ostatkami sił.
- Tak.

czwartek, 12 lutego 2015

#6 - Żal

Przepraszam ,że notka nie pojawiła się wczoraj ;c
Dzisiaj to nadrobię i pojawią się 2 <3
A o to ta spóźniona.

Zapraszam!
D.

,,Z perspektywy Peety - Co się stało ?"


-KATNISS!- Krzyczę i szybko do niej biegnę. Łapię ją w ostatniej chwili, jest nieprzytomna. To moja wina, czemu ona chciała wyjść?! Może nic dla niej nie znaczę?
W tym momencie do mojego domu wbiega Haymitch.
- Co się tu do jasnej cholery dzieje?!
- Rozmawiałem z nią i ona... w pewnym momencie wstała, nie wiedziałem o co chodzi. Zaczęła biec i...i upadła.- z oczu zaczynają spływać mi łzy.
- Jest jeszcze osłabiona! Zabieramy ją do salonu.- mówi stanowczym głosem.
Kładziemy ją na kanapie, daję jej pod głowę poduszki i przykrywam kocem. Nie chcę jej opuszczać.
Nie w takiej sytuacji. Najchętniej zatrzymał bym ją tu. Zaproponował, aby ze mną zamieszkała, już na zawsze. No ale co jeśli ona mi odmówi? Będę czuł się głupio, nie chcę nawet o tym wspominać. Zapewne stracił bym ją wtedy,  i nigdy nie zobaczył.

Siedzę na podłodze przy sofie, Haymitch robi mi w kuchni herbatę. Słyszę dzwonek do drzwi. Niechętnie odchodzę od niej. Nie chcę, bo wiem co się stało ostatnio, ale wiem, że tu jest bezpieczna.
Uchylam lekko drzwi i widzę w nich Gale.
- Szukam Katniss, chciałem się dowiedzieć czemu nie ma jej u siebie. Czy może już z tobą zamieszkała? - pyta poirytowany
-Nie, Katniss nie mieszka ze mną. I chyba zobaczysz się z nią dopiero jutro. - opowiadam. Nie wiem czy mam być zły czy smutny. Z jednej strony to co się z nią dzieje, a z drugiej on.
- Jest u ciebie!? - mówi coraz bardziej wściekły.
- Tak.
- Chcę się z nią zobaczyć! - już prawie krzyczy.
W tym momencie przerywa nam Haymitch:
- Spokojnie, Katniss nie jest teraz w za dobrym stanie byś się z nią widział.
- Jutro wracam do 2, chce ją zobaczyć teraz! - mówi przez zęby jakby chciał się trochę uspokoić.
- Peeta, wpuść go - tym razem zwraca się do mnie.

Znowu siadam tak jak przedtem. Przeczesuje jej włosy dłonią.
- Jak to się stało?
- To długa historia. - odpowiadam.
- Mamy czas - mówi Gale z ironią.
- Nie wydaje mi się - zerkam na niego.
- Jesteście nieodpowiedzialni! - mówi coraz głośniejszym tonem.
- Co?! My?! Przepraszam bardzo, ale to nie ja zostawiłem ją bez żadnego pożegnania i wyjechałem do 2.
- Gdybyś się nią zajmował, nie doszło by do tego!- wskazuje palcem na Katniss.
- Ty nic nie rozumiesz!
- Rozumiem i dlatego ją z tą zabieram!
- Nie możesz - oznajmia mój mentor.
- Ja mogę wszystko!
- Nie sądzę. - mówię.
- Wątpisz?! To patrz! - bierze Katniss na ręce i kieruje się w stronę wyjścia. Nie pozwalam mu na to. Haymitch również reaguje. Oboje stajemy mu na drodze do drzwi.
- I co dalej możesz wszystko?! - pytam.
- Tak! - wrzeszczy, po czym odpycha nas. Nie dajemy, się jednak on jest przebiegły. Wybiega z Katniss z mojego domu i tylko na "pożegnanie" wrzeszczy z uśmiechem na buzi:
- Już nigdy jej nie zobaczycie!
Chcę za nim biec, jednak Haymitch mnie zatrzymuje. Upadam na kolana i chowam twarz w dłoniach.
Co ja zrobiłem?!

wtorek, 10 lutego 2015

#5 - Ucieczka

A o to notka 5 :)
Zapraszam !

D.


Siedzę wtulona w miękki, bawełniany koc. W ręku trzymam kubek ciepłej kawy. Ostatnio tylko to pijam po nieprzespanych nocach. Wpatruję się w ciemność za oknem, gdy słyszę:
- Co robisz? - pyta i przysiada o bok  na krześle.
- Patrzę - odpowiadam. - Czemu nie mogę tam wyjść? - dodaje i przyglądam się mu.
- Bo nie! - podnosi głos. - Martwił bym się o ciebie a tu wiem, że jesteś bezpieczna.
- O wiele lepiej czuła bym się tam niż całymi dniami tu.
- Ta kawa chyba źle na ciebie robi - mówi po czym zabiera mi kubek i siada koło mnie.
Chce się jakoś odsunąć jednak nie mogę. Czuje jego rękę na moim karku. Odwracam głowę, ale on siłą przekręca ją w swoją stronę. Przybliża swoje usta. Próbuję wydostać się z tej nie komfortowej sytuacji odsuwając się do tyłu, jednak to nie pomaga. Czuje jego dotyk, nie chcę odwzajemniać pocałunku. Jego usta są ciepłe, ale nie to ciepło kocham. Nie ten smak i nie ta przyjemność. Gdy tylko się odsuwa, wyrywam się z jego uścisku i biegnę w stronę pokoju. A może jednak drzwi? Moje nogi same mnie prowadzą. Zamknięte. Próbuję je otworzyć. Gdy mi się udaje po dłuższym czasie słyszę go za sobą.
- Co ty robisz?! - pyta.
Nie odwracam się, chcę jak najszybciej stąd wyjść. Wybiegam na zewnątrz. Schodzę z kilku drewnianych schodków i biegnę przed siebie. Ubrana tylko w luźną czarną bluzkę z krótkim rękawem i szare leginsy czuje zimny wiatr i krople deszczu które po woli przemaczają moje ciało. Wiem, że on za mną biegnie. Mój bieg jest coraz szybszy. Otacza mnie las, nie wiem gdzie mam biegnąć. Widzę tylko lekkie zarysy drzew przed sobą. To zasługa księżyca.

Ciągle biegnę przed siebie, już chyba od 15 minut. Co chwila wolniej. Chce mi się strasznie pić. Jest mi zimno oraz jestem cała przemoknięta. Postanawiam pobiec w prawą stronę i ukryć się w krzakach by zmylić go z tropu.
Nie jest za komfortowo ale przynajmniej o wiele cieplej. Nie mam pojęcia gdzie jestem.
Zmęczona ciągłym biegiem, zasypiam.

Znajduje się w pokoju w moim starym domu. Koło mnie stoi tata, a za nim mała Prim. Mama niesie mały torcik, a raczej babeczkę z tylko jedną świeczką. Ktoś stoi w progu pomiędzy pokojem w którym się znajduję, a kuchnią. To ja. Moje 8 urodziny. Rodzice zaczynają śpiewać sto lat i w tym momencie moje wspomnienie się zamazuje. Teraz siedzę na kamieniu przy jeziorze i wrzucam do niego małe kamyczki. Tata coś mi tłumaczy, nie za bardzo go słucham. Nucę tylko po cichu melodię ,,Drzewa wisielców". Po chwili tata zaczyna mi podśpiewywać. Teraz już razem śpiewamy.
Znowu widzę jakby mgłę. Zarysy twarzy moich bliskich. Prim, mamy oraz taty. Potem ucinki wspomnień z igrzysk, wspomnień z Peetą. Śmierć Boggsa, kokony, Finnick rozszarpany przez Zmiechy. Spalone ciało Prim. Strzała wbita w Coin oraz Snow krztuszący się krwią i umierający ze śmiechu.
Otwieram oczy.

Przepraszam ;c

Naprawdę bardzo was przepraszam ,że jeszcze nie pojawiła się notka ;c
Szkoła mnie naprawdę wykańcza dodatkowo jeszcze zajęcia popołudniowe.
Można powiedzieć ,że rozdział 5 jest już gotowy ,wprowadzam jeszcze małe  zmiany i o 20.30 biorę się za przepisywanie :)
Postaram się zrobić kilka rozdziałów do przodu aby po prostu wchodzić rano przed szkołą i je wam udostępniać :) <3
Więc czekajcie na post z notką.
PS;Ogólnie to bardzo wam dziękuję ,że jest was już tyyylee! pierwszy projekt specjalny wyrusza już w sobotę :) dajcie mi tylko małą podpowiedz :
Kogo wybieracie ?
-Wnuczka Snowa
-Finnick
Myślcie :)

D.

poniedziałek, 9 lutego 2015

#4 - Kłamiesz

Jest was coraz więcej <3 Dziękuje wam za to ^^
Łapcie już 4 notkę :) Jak to szybko leci.
PS;Dziękuję wam za 500 wyświetleń <3
Zapraszam.
D.

- Gotowi?! - do sali wpada Haymitch, dziwnie się nam przygląda. Jakby nigdy nie widział dziewczyny, która siedzi na kolanach chłopaka. Po chwili wybucha śmiechem.
- Co cię tak bawi? - pytam poirytowana.
- No wiesz...Wy moje gołąbeczki - ociera palcem łzę która wypłynęła mu ze śmiechu. - Mógłbym się dowiedzieć czy kiedykolwiek wyjdziecie z tego pomieszczenia, czy macie zamiar  tak cały czas siedzieć? Mamy plany.
- Jakie plany Haymitch ?- dopytuje Peeta.
- Wracamy do Wioski Zwycięzców - mówi z uśmiechem na twarzy.


Słońce świeci dosyć mocno jak na końcówkę jesieni. Mam na sobie granatowy płaszcz. Nie jest wyjątkowo ciepło, ale i nie jest zimno. Przez całą drogę trzymam rękę Peety.
Dochodzimy do Wioski, Haymitch uchyla bramę. Stoimy na samym środku. Peeta powoli puszcza moją dłoń. Wracamy do normalnego życia. Dochodzę do drzwi, staje przed nimi. Moje oczy patrzą na klamkę. Nie to nie może się tak zakończyć. Odwracam głowę za siebie, zobaczyć czy Peeta jeszcze nie wszedł do domu. Stoi. Szybkim susem biegnę w jego stronę. Gdy znajduję się już przy nim, potykam się o mały, wystający kamień. A miało być tak pięknie. Czuje jego dłoń na moim biodrze. Więc to widział. Co za wstyd.
- Katniss, czemu nie poszłaś do domu ?
- Bo... ja... Nie chcę tam być. - moje policzki dalej są czerwone.
Powoli podnoszę się, a Peeta mi w tym pomaga. Gdy już stoję otrzepuje się i siadam na betonowych schodkach przed domem blondyna. On siada koło mnie.
- Rozumiem cię, sam bym pewnie po takiej sytuacji nie chciał tam wracać. - mówi z współczuciem w głosie. On chyba nic nie rozumie.
- Ale... mi nie o to chodziło.
- Co masz na myśli?
- Bo ja... - nie potrafię dokończyć, bo łzy same wypływają mi z oczu. Peeta otula moją głowę.
- Nie płacz. - szepcze mi do ucha. Wyrywam się z jego objęć  i dosyć donośnym i szybkim głosem mówię :
-Peetajachcęztobązostać - odetchnęłam z ulgą, ale i może też dlatego, że brakowało mi powietrza. Trudno było mnie zrozumieć. Powiedziałam wszystko na jednym wydechu.
- Czekaj, czy mogła byś powtórzyć? - pyta z dziwnym zastanowieniem na twarzy.
Na jego odpowiedz macham tylko przecząco głową i znowu wybucham płaczem.
- Katniss może lepiej jak zostaniesz dzisiaj u mnie. O ile się zgodzisz.
- Zgadzam się. - z moich oczu dalej płyną łzy, ale i po tych słowach widnieje uśmiech. Prawie się udało. Gdy znajdujemy się już w  środku, Peeta pomaga mi zdjąć płaszcz. Wchodzimy do kuchni. Czuję zapach który tak bardzo kocham. Zapach świeżego pieczywa.
- Chcesz herbatę? - pyta.
Siadam na jednym z krzeseł.
- Poproszę.
Gdy on przyrządza podwieczorek, ja przyglądam mu się uważnie. Kładzie herbatę na stole przy którym siedzę i nakłada na talerz jakieś ciasteczka. Sam przysiada obok. Na dłuższą chwilę zapada cisza, lecz Peeta ją przerywa.
- Powiesz mi teraz o co ci chodziło przed domem? Tylko proszę nie płacz - uśmiecha się.
- Sama dokładnie nie wiem. To jeszcze chyba przez działanie leków. - opuszczam głowę na dół, powstrzymując łzy.
- Katniss...
- Tak?
- Kłamiesz.- nawet te słowa mówi tak delikatnie.
- CO?! - podnoszę głowę do góry.
- Nie dostawałaś żadnych leków. Przez ostatnie 3 dni. - mówi trochę poddenerwowany.
- A na uspokojenie?
Jestem głupia. I co ja mu teraz powiem? On doskonale wie, że uspokoiłam się w jego ramionach.
- Nie oszukasz mnie.
- Nie potrafię. Przepraszam... - znowu wybucham płaczem.
Wstaję, chcę się wydostać z tej pułapki. Słyszę tylko ,,Katniss!"
Upadam.

niedziela, 8 lutego 2015

#3 - Pytania

A o to kolejna notka :)
Zapraszam do czytania ^^
Będę się starała pisać codziennie, ale nic nie obiecuję.

D.


Nie chcę uwalniać się z ramion Peety, jednak jestem do tego zmuszona. Haymitch łapie za ramię blondyna ciągnąc go do tyłu. Na początku jestem gotowa aby go nie puszczać jednak gdy sam on się zaczyna odsuwać muszę to zrobić. Kompletnie zapomniałam o moich dłoniach. Są w nich jeszcze kawałki szkła. Pewnie dla tego Peeta musiał odejść, do sali weszły dwie kobiety w lekko niebieskich fartuchach. Zaczęły wyciągać mi z dłoni odłamki, a następnie je odkażać. Nie trwało to długo, zaledwie 10 minut. Nie zdążyłam się nawet rozejrzeć gdzie jestem. Obecnie znajduję się w innym pokoju niż tamten. Jest tu okno, kilka skórzanych foteli, łóżko na którym siedzę, a przy nim drewniana szafka na której stoi butelka wody oraz wazon z kwiatami. Podłoga jest okryta kremowymi kafelkami, a ściany pomalowane do połowy na zielony kolor prawie w ogóle z nią nie współgrają. W sali jestem tylko ja, Peeta i nasz mentor. Patrzę w stronę okna za którym widzę ciemność, i po chwili zastanowienia pytam :
- Jak to się stało?
- O co ci chodzi skarbie?- czy on mógłby sobie chociaż raz darować to "skarbie"?
- Jak się tu znalazłam? - tym razem patrzę w ich stronę.
- Katniss, naprawdę nie pamiętasz? - pyta trochę poirytowany Peeta
- Nie... dosłownie nic.
- Więc. Od pewnego czasu nie wychodziłaś z domu. Wraz z Peetą myśleliśmy, że powtarza się sytuacja  przed paru miesięcy i, że za 2-3  dni będzie znowu normalnie. Pewnego wieczoru przyszedł do mnie twój ukochany i powiedział, że dzwoniła do niego twoja matka i mówiła, że nie raczysz odebrać nawet od niej telefonu i się o ciebie martwi...
- Pewnie nie miałam humoru na rozmowę - przerywam Haymitchowi.
- Nie, nie w tym rzecz. Postanowiliśmy sprawdzić co się stało. Pukaliśmy w twoje drzwi dobre 15 minut, a potem zdecydowaliśmy się je rozwalić. Chyba się nie gniewasz, prawda? - pyta
- Mógłbyś skończyć?- mówię z lekkim zdenerwowaniem.
-Weszliśmy do twojego domu, ale w nim było dosłownie cicho. Ja zostałem na dole, a Peeta poszedł na górę...
- I...?
- I wtedy Katniss, ujrzałem cię leżącą w łazience. Musiałaś się poślizgnąć i uderzyć głową o kafelki, bo byłaś nieprzytomna, zobaczyłem tylko pod tobą strugę krwi. Spanikowałem... przepraszam - Peeta się chyba naprawdę o to obwinia.
- A co się stało potem? - pytam zaciekawiona.
- Przyniosłem cię tutaj i cały czas przy tobie siedziałem. - to wyjaśnia te podkrążone oczy Peety.
- Czemu cię nie było gdy się obudziłam?
- Wraz z Peetą poszliśmy porozmawiać z lekarzem. Potem Peeta jeszcze na chwilkę został, a ja wróciłem do ciebie. Gdy Peeta usłyszał mój donośny głos wypowiadający twoje imię, od razu przybiegł. To on cię zabrał. A potem już  nie odstępował krok.
- A mogę wiedzieć ile byłam nie przytomna?
- Około 4 dni.
- Działo się coś podczas tych kilku dni?
- Skarbie dość pytań na dziś - Haymitch zbywa moje pytanie - Jest 3 w nocy, ja już może pójdę. Jak wszystko przez te parę godzin będzie dobrze, w co wątpię, to dziś rano wracasz z nami. - dodaje po czym odwraca się na pięcie i wychodzi.


Mija właśnie godzina 8. Peeta siedzi na jednym z foteli, dalej śpi. Należała mu się chwila odpoczynku. Ja zapewne też bym zasnęła po tak dużym zmęczeniu, nawet w pozycji siedzącej.
Podnoszę się tym razem już na wyprostowanych rękach. Przyglądam mu się uważnie. Słodko wygląda gdy śpi. Moje ciało przechodzą dreszcze. Mam taką wielką ochotę dotknąć jego ust, ale jeśli on nie chce? Powoli się podnoszę, aby nie zrobić za dużego hałasu. Wstaję i na palcach idę w jego stronę. Nachylam się nad nim, kilka pasm jego włosów zwisa mu na czole. Odgarniam je ręką, która następnie z jego włosów wędruje na kark, a potem przybliżam swoje usta. Czuję ciepło, jest mi tak dobrze. Nie chcę kończyć tego pocałunku. W pewnym momencie czuję, że Peeta również go odwzajemnia. Ten pocałunek jest taki delikatny, zupełnie jakby Peeta nie chciał mi zrobić krzywdy. Powoli odrywam się od jego ust i patrzę mu w oczy, jego niebieskie tęczówki lśnią.
- Dzień dobry - mówię z lekkim zachrypniętym głosem, i uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry - Peeta obejmuje mnie wokół tali, a następnie sadza na swoich kolanach.
- Jak się spało?
- Nie spałem. Nie potrafiłem zasnąć.
- Peeta... - patrzę mu w oczy - Kocham cię.
- Ja ciebie też.

sobota, 7 lutego 2015

#2 - Kocham cię

Dziękuję za tak dużą aktywność w mojej pierwszej notce :) Dopiero co zaczęłam a was jest już tak dużo <3
Jak już wspomniałam blog będzie jeszcze przechodził dużo zmian , więc proszę was też o to abyście pisali mi co wam się nie podoba a co podoba ^^

Zapraszam do czytania.

D.

Czuje się już prawie całkowicie nie przytomna. Nie słyszę, co kto mówi, słowa zastępuje głośniejszy lub cichszy szum. Czuję, że koś obejmuje moją talię oraz wsuwa rękę pod kolana a następnie unosi i gdzieś niesie. Nie wiem kto to. Szum ustał, to znaczy że nikt się już nie odzywa gdy w pewnym momencie. Moja głowa! Chcę otworzyć oczy! Znowu ktoś coś mówi, i to w dodatku krzyczy. Chce się obudzić! A może ja wcale nie śpię? Tylko wmawiam to sobie aby nie patrzeć na rzeczywistość ? Życie bez Prim, Finnick'a, Gale'a któremu może już jestem obojętna, a co najgorsze... życie bez Peety. Czy ja bym sobie z tym wszystkim poradziła? Nie mam już nikogo... Moja siostra a zarazem przyjaciółka, mój sojusznik oraz osoba u której miałam wsparcie w gorsze dni...Odeszli. Oddali za mnie życie.  TO JA ZABIŁAM TYCH WSZYSTKICH LUDZI! To przeze mnie oni umarli. Chociaż mam zamknięte oczy to czuję jak łzy próbują z pod nich wypłynąć.
Moje myśli wciąż błądzą wokół jednych słów. Nie ma przy mnie go, nie ma mojego Peety.
-Katniss...- Wreszcie słyszę ! -...Jestem tu. -Nie wierzę, czy ja myślę na głos!? Wiem, że tylko jedna osoba mówi tak ciepłym, spokojnym i kochającym głosem. To na pewno tylko moja wyobraźnia płata figle.
-Nie wierzę. Zostałam sama! Wszyscy ode mnie odeszli.- Mówię z żalem w głosie.
-Proszę otwórz oczy, jestem przy tobie...ZAWSZE - a może jednak ? To w cale nie moje wymysły i chęć pragnienia usłyszenia jego głosu. On tu na prawdę jest, jest przy mnie. Czuję jego ciepło, słyszę jego spokojny cichy głos, jego obecność mnie pobudza.
- Nie to nie prawda...Jestem Katniss Everdeen, mam 18 lat. Byłam dwa razy na arenie. Jakimś cudem przeżyłam. Wznieciłam bunty w dystryktach. Zostałam Kosogłosem . Moja siostra nie żyje, tak samo jak Finnick i Boggs oraz cała reszta. Zabiłam Coin. JESTEM ZMIECHEM. Chcę umrzeć... Proszę... Proszę - wybucham płaczem. Łzy płyną mi po policzkach tak duże jak groch. Odnajduję wzrokiem Peetę  i rzucam mu się w ramiona. Kładę głowę na jego piersi aby móc usłyszeć jego spokojne bicie serca. Otula mnie swoją jedną ręką, a drugą głaszcze moje włosy. Czuje się już bezpieczna, zawsze tak czułam się w jego ramionach.
-Kocham cię - wreszcie po dłuższej chwili wyduszam z siebie te słowa. Dalej płaczę jednak już nie tak bardzo.
- Katniss...- co on chce powiedzieć!? Nie, jeśli to będzie coś innego co chcę usłyszeć!? Wtulam się w niego jeszcze mocniej. - Jesteś całym moim światem, nie miał bym po co żyć bez ciebie. Chyba znasz moją odpowiedz. Prawda czy fałsz ? - Ostatnie słowa mówi z lekkim uśmiechem.
-Fałsz - Doskonale wiem o co mu chodzi, jednak chcę to usłyszeć. Te słowa, przez które będę chciała dalej żyć. Żyć u jego boku.
Obejmuje mnie już drugą ręką, przybliża swoją głowę do mojego ucha i cichymi słowami, zarezerwowanymi tylko dla mnie mówi :
-Kocham cię.

piątek, 6 lutego 2015

#1 - Szpital

Według mojej obietnicy :)
Pierwsza notka pojawia się dzisiaj ^^ Zapraszam do czytania <3
&D

Moje powieki dalej są ciężkie, jednak już nie tak bardzo. W pewnym momencie gdy otwieram oczy, nie wiem gdzie jestem, mój instynkt zaczyna znowu błądzić tak jak na arenie... gdy nie było przy mnie jego ... Mojego chłopca z chlebem, Peety. Znajduję się w pomieszczeniu bardzo jasnym. Nie ma tu wcale obrazów, a ściany pokryte są białym tynkiem. Leżę na łóżku, podłączona do różnych urządzeń. Po lewej stronie są drzwi, a po prawej mała metalowa szafeczka, z kilkoma szufladami. Podnoszę się na łokciach, jeszcze trochę nie przytomna. W sali nie ma nikogo, zawsze ktoś był. Był on, a teraz? Wyjechał sobie do 2. Zaczyna mnie napadać wściekłość. Nie mogę nawet usiąść bo kable do których jestem podłączona są za krótkie. Postanawiam je wyrwać. Momentalnie jeszcze z lekkim bólem się podnoszę. Zaczynam błądzić po tym małym pokoiku. Otwieram szuflady, szafki, szukając czegoś pożytecznego. Nie ma nic. Strącam szklany słoik który leżał na szafce na podłogę, napada mnie jeszcze większa furia. Były w nim drewniane patyczki do sprawdzania gardła. Upadam, tracąc czucie w nogach  na szczątki, jeszcze dotychczasowego szklanego opakowania. W moje dłonie wbijają się kawałki szkła. Została mi już tylko mała szafeczka. Otwieram ją i momentalnie do oczu napływają mi łzy. Nie czuje się już zła, a raczej... bezwładna. Wyciągam rękę, aby wyjąć długi gruby zeszyt. Jest to album który Peeta pomagał mi dokańczać. Głaskam delikatnie jego przednią stronę, zostawiając za ręką delikatne krople krwi. Otwieram go. Czuje zapach farb, tych które używał Peeta. Przewracam kartka za kartką, starając się nie poplamić krwią i łzami stron. Zaczynam robić się senna.
-KATNISS! - słyszę donośny głos jakiegoś mężczyzny. Skądś go znam. Nie patrzę w jego stronę. Już wiem kto to jest. Czuje się jakby całe życie ze mnie wypływało. Nie chcę żyć.
-Przeprasza... - mówię tylko cichym, smutnym głosem cała pokrwawiona i zapłakana. Wiem, że załamał mi się w połowie głos i trudno było mnie zrozumieć.

czwartek, 5 lutego 2015

Witam,Witam...

Witam wszystkich bardzo serdecznie ,na moim nowym blogu :)
Będę na nim opisywała resztę życia Katniss i Peety po całej trylogii :)
Więc może coś o mnie ^^
Nazywam się Dagmara
Jestem Trybutem od niedawna , ale wystarczająco tyle by zakochać się w Trylogii <3
Na blogu mam zamiar nie tylko tworzyć Historię która wydarzyła się po ,,Kosogłosie" i która opisuje tylko życie naszych zwycięzców 74 Głodowych Igrzysk.
Mam też plany na projekty specjalne :) Będzie się to wszystko znajdowało pod zakładką ,,Specjalne"
Jak widać blog nie jest jeszcze jakiś Suuper , mega i wgl. Dopiero co zaczęłam , więc dajcie mi się trochę ogarnąć ^^
Jutro powinna pojawić się 1 notka <3

Do zobaczenia Trybuci ^^